sobota, 20 lutego 2016

Rozdział 18- Naćpana mroźnym, zimowym powietrzem.

Jeśli kiedykolwiek narzekałam na to, że rozdział mi się nie udał, nie podoba czy coś podobnego... to chcę przeprosić xD To ten jest szczytem całej tej beznadziejności :) Chciałam go zadedykować wszystkim tym którzy czytają to opowiadanie, ale poczekam na jakiś lepszy moment...
_________________________________________
Nie jestem pewna ile wody w tym momencie marnowałam, czy jak wysoki będzie za nią rachunek. Wbita w kąt siedziałam oparta o płytki prysznica. Pozwalałam delikatnym strumieniom spływać po zaczerwienionej skórze wijąc się wokół kostek.
Starałam się odgonić od siebie uczucie ciągłego dotyku. Oddychałam nierówno, ciężko z ledwością łapiąc tlen. Z pokoju obok dochodził dźwięk budzika. Już rano.
Spędziłam tutaj całą noc.
Cała noc myślenia... Chris, Zayn, kłótnia, Jake,  gwałt i ta cała pieprzona reszta. Jedyne czego teraz chciałam to swoje zwykłe, nudne życie z powrotem. Stać się znowu szarą, pospolitą Amy nie zwracającą na siebie żadnej uwagi.
Niezdarnie wstałam czując każdy możliwy mięsień, w odbiciu widzę nowo powstające siniaki. Czy moj skóra nie może być choć przez krótki odstęp czasu czyste? Bez zdrapań, zsinień czy obrzydliwego poczucia dotyku przez obcych?
Otarłam zbolałe ciało odczuwając wobec siebie odrazę. Osuszyłam włosy i wykonałam całą resztę bezsensownych porannych czynności. Wsunęłam przez głowę czarną bluzę poprawiając pasek przy spodniach.
Szkoła... Niechęć do tego słowa rosła z każdą chwilą, ale nie mogę pokazać, że coś się stało.

~Zayn P. O. V. ~

Zobaczyłem ją z drugiego końca korytarza. Przemykała między ludźmi szybko ich wymijając, spuszczona głowa pozwalała kaskadom ciemnych włosów spływać do przodu. W jej ruchach było coś nietypowego, jakby bała się wszystkich dookoła.
Widząc ją zalęknioną doszło do mnie jakim byłem idiotą. Dopiero z rana Harry mi powiedział, że tam była... Debil.
Jakby usłyszała moje myśli podniosła wzrok. Nawet stąd zauważyłem jak jej źrenice się rozszerzają i pochłaniają całą moją osobę. Przygryzła mocno dolną wargę i natychmiastowo skręciła w boczny korytarz. Gwar panujący w tym miejscu wywoływał straszny ból głowy... dlaczego, aż tak się upiłem? Po co to było? Siedzi w tym tak samo jak reszta, dlaczego miałaby nie wiedzieć? Jesteś idiotą.
Kiedy przepchałem się do kierunku, w którym poszła już jej nie było.  Do klasy dotarłem po tym pieprzonym dzwonku zadając sobie pytanie jaki sadysta wymyślił taki rodzaj dźwięku.
-Kac nie sprzyja hałasowi prawda panie Malik?
Zignorowałem pytanie siadając na swoim miejscu. Amy przyszła kilka minut później... Nigdy się nie spóźnia na lekcje. Mruknęła coś pod nosem i niczym cień przemknęła do ławki. Coś było nie tak, była jakaś... niepodobna. Wiedziałem, że czuje na sobie mój wzrok.
Wezwana do tablicy stała "niewyraźna" jakby zaraz miała zniknąć. Frank podszedł do niej odbierając jej kredę, gdy nie zrozumiała tego co miała napisać. Znałem ją już na tyle dobrze, że spostrzegłem jak wzdryga się na małostkowy kontakt z jego skórą. Odsunęła się na tyle ile było to możliwe łagodnymi gestami prosząc o pozwolenie odejścia.
Zajęcia ciągnęły się w nieskończoność, ponowny sadystyczny dźwięk. Wypadła z sali.
-Amy!- szła dalej- Amy!- wyślizgnęła się zgrabnie z budynku, ale nie zdołała uciec. Chwyciłem ją za biodro przed samą bramą- Mówię do ciebie, możesz na mnie spojrzeć?
-Zostaw! Nie dotykaj mnie!- wyszarpała się z delikatnego uścisku robiąc dwa kroki do tyłu, krzyczała- Nie dotykaj!
Oszołomiony zabrałem dłoń. Padający śnieg ginął w jej ciemnych włosach osadzając się na bladej twarzy, by od razu rozpłynąć pod wpływem ciepła. Szok nasilił się wraz z pojawieniem łez w jej oczach.
-Po prostu nie- naciągnęła mocniej rękawy odgarniając nareszcie włosy do tyłu. Na jej szyi zalśniła czerwona szrama, w której mogłem dostrzec odciski palców, wtedy do mnie dotarło...
To roztargnienie. Roztrzęsienie. Unikanie. Strach przed dotykiem, jakimkolwiek kontaktem.
-Kto ci to zrobił?- wbrew jej sprzeciwom chwyciłem ją za nadgarstek.
-Nie rozśmieszaj mnie- uśmiechnęła się sarkastycznie. Wyglądała jakby była naćpana. Naćpana mroźnym, zimowym powietrzem.- Wracaj do swojej blondynki, spieprzaj.
-Jake?- wyrwała się, jej wzrok mówił, że to coś gorszego- Miller?
Cisza. Spróbowałem jeszcze raz się do niej zbliżyć.
-Zostaw-nawet nie spostrzegłem, kiedy oswobodziła się i po prostu uciekła.
Stałem oniemiały. Jej oddalająca się figura napawała mnie gniewem. Miałem ochotę zabić każdego kto w tym momencie się mi przyglądał. Znałem tylko jeden sposób, aby się tego pozbyć. Z trudem pozostawiłem obraz uciekającej Amy i ruszyłem do samochodu.
Śliska nawierzchnia asfaltu nie pomagała w prowadzeniu pojazdu. Wybrałem numer.
-Liam namierz mi komórkę Millera.
-Coś się stało?- Payne i ten jego dystans. Nie odpowiedziałem. - Poczekaj chwilę.
Rozłączył się. Nie minęła minuta, a dostałem adres w wiadomości. Od razu skręciłem ostro w lewo pamiętając dobrze bar przy tej ulicy.
W pomieszczeniu nie było tłoczno, zaledwie kilka małych grupek ludzi przy poszczególnych stolikach, albo na krzesłach przy barze. W powietrzu unosił się zapach tytoniu pomieszany z nutą ciepłego alkoholu.
Jego twarz od razu przykuła uwagę. na widok wykrzywionych warg gniew wypełnił mnie po same opuszki palców. Przed oczami widziałem Amy. Jej roztrzęsione ciało. W uszach zamiast muzyki pobrzmiewał jej krzyk.
Bez zastanowienia podszedłem do niego. Oparty o gruby blat zmierzył moją postać od góry do dołu, jakby przypominając sobie skąd może mnie kojarzyć.  Siedział sam, bez żadnych towarzyszy wokół. Rozchylił usta chcąc coś powiedzieć, ale nie zwlekając dłużej wymierzyłem zaciśniętą pięścią cios. Jego głowa odchyliła się do tyłu pod wpływem uderzenia. Natychmiast wstał zaczynając szarpaninę. W głowie cały czas widziałem tylko jej strach odbijający się w tęczówkach. Nie obchodziło mnie czy zatłukę go na śmierć. Wymierzałem cios za ciosem powalając go na podłogę, by umieścić nogi po jego obu stronach.
Nikt minie nie powstrzymywał. W tym miejscu takie akcje to codzienność, a ja mogłem to jedynie wykorzystać. Czułem ciepłą, kleistą ciecz na dłoniach. Zbielałe knykcie owiały się ciemną purpurą. Wyczuwałem każdą nierówność, nagle przypomniałem sobie wesołe jasne tęczówki. Ostatni raz opuściłem ciężko pięść i gwałtownie wstałem. Spojrzałem na niego. Leżał zakrwawiony z na wpół przymkniętymi oczami. Moje nogi same wykonywały ruchy obijając jego żebra. Splunąłem cofając się w stronę drzwi. Nikt mnie nie zatrzymał, wydawało się nawet, że nikt nawet nie zadał sobie trudu, by zwrócić swoją uwagę na to co się działo.
-Nawet nie wiesz- z trudem uniósł się na łakociach, kaszląc krwią- jak potrafi być gorąca. Niby taka szara myszka, a wije się jak...
Nie zahamowałem swojego odruchu. Mój but trafił prosto w środek jego nosa, miażdżąc go do granic możliwości.
-Oddawaj klucze do jej domu.

~Amy P. O. V. ~

Stanęłam przed lustrem patrząc  z obrzydzeniem w własne odbicie. Zamachnęłam się z całych sił, rozbijając zimną powierzchnię. Większe odłamki rozprysły się na mniejsze przy uderzeniu o ciemny drewniany blat. Łzy same z siebie wypłynęły na policzki, zdarłam z siebie bluzę i spodnie pozostając tylko w czarnej bokserce i bieliźnie. Weszłam pod zimną wodę.
Zayn wydawał się być... zaskoczony? Pomimo wczorajszych wydarzeń jedyne czego teraz potrzebowałam to jego ciepła. Jego delikatnego dotyku. Świadomość, że on nigdy mnie nie skrzywdzi jest jak pojawienie się trampoliny, która pomoże odbić się od dna. Problem polegał na tym, że im dalszy rozbieg brałam, aby lepiej się wybić, tym częściej ją gubiłam w ciemnościach głębin.
Mokra podkoszulka przykleiła się do ciała, które zaczęło drżeć. Zaczęłam trzeć skórę wbijając paznokcie, by nareszcie pozbyć się tego okropnego uczucia spoconych łap. Zacisnęłam zęby czując pieczenie. Dlaczego znalazłam się w tym samym miejscu co rano? Jakbym nigdzie się nie ruszała, jakby od tamtego wieczoru wszystko stało w miejscu.
Chłód owiał mi plecy. Nienawidzę tego pieprzonego domu. Dlaczego każdy tutaj może wejść bez większego problemu? 
Łagodny dotyk oplótł moją talię. Gdyby nie ten znajomy zapach nikotyny przestraszyłabym się, ale teraz jedynie oparłam tył głowy o jego twardy tors nie powstrzymując głośnego szlochu.
Jego dłonie błądziły po moich ramionach kojąc cały siedzący w środku ból. Krople równomiernie odbijały się od twarzy. Nie bałam się łez, nie teraz. Teraz mogłam się rozpadać, bo on trzymał wszystkie moje kawałki razem.
-Zayn- wtulił nos w mokre włosy. Nawet będąc odwrócona mogłam odczuć jak kosmyki przyklejają się do jego zarostu. - Możesz coś dla mnie zrobić?
-Słucham- mruknął cicho masując opuszkami cerę.
-Napraw mnie, proszę... napraw- okręcił moją osobę natychmiastowo przykładając czoło do czoła. Musną delikatnie wargi, poczułam jakby przeciągnął po nich jakimś piórem.
-Chodź- przełożył mi ręce na swój kark i uniósł do góry trzymając przed ramiona pod kolanami i plecami. Gdyby ktoś dotykał mnie tyle co on w tej chwili, zapewne uciekłabym przy pierwszej lepszej okazji.- Musisz się przebrać.
Postawił mnie na środku dywanu i podszedł do szafy. Znalazł starą koszulkę i jakieś dresy po czym wyciągnął je w moją stronę. Sam ociekał wodą. Jego biały T-shirt przyległ całkowicie do jego torsu ukazując ciemne linie tworzące tatuaże. Wiły się po całym brzuchu po części zachodząc na plecy i ramiona.
-Zaraz wrócę, powinienem mieć coś w samochodzie- zniknął tak szybko. Stałam z suchymi ubraniami zastanawiając się co ja tak naprawdę robię? Jestem beznadziejna, cały czas tylko użalam się nad sobą. Poczułam podchodzące do gardła wymioty, przypomniałam sobie, że nie miałam nic w ustach od dobrych kilkunastu godzin. -Jestem.
Zayn wrócił już przebrany. Nie zauważyłam jak długo tutaj tak stałam. Ucisk w żołądku się nasilał, wypuściłam ubrania z dłoni i wbiegłam do łazienki nie zważając na potłuczone odłamki szkła. Upadłam przed toaletą i czym prędzej wyplułam całą zawartość. Nie było tego dużo, zaledwie mała mieszanka śliny z krwią. Nienawidziłam siebie.
-Już dobrze- zebrał włosy do tyłu, otarłam wierzchem dłoni usta. Pomógł wstać i opłukać je wodą. Coś pękło.
-Ja nie chciałam... On tu był i wtedy... ja...- Malik przyciągnął mnie do swojego ciała uspokajająco szepcząc do ucha- Jestem taka...
-Ciii, już spokojnie nie musisz- przyłożył wargi do mojego czoła.
-Nienawidzę siebie - powiedziałam to twardo, bez ogródek.
-Nie waż się tak mówić- wyczułam gniew w jego tęczówkach, kiedy ujął moje policzki- Pod żadnym pozorem nie masz prawa, kiedykolwiek tak mówić. - Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale nic z nich nie padło. Z ściągnął brwi.- Jadłaś coś?

***

-Zjedz- postawił przede mną jakieś miło pachnące danie. Nie ruszyłam się. Siedziałam na krześle wpatrując się tępo w talerz.- Amy, proszę. - Pokręciłam przecząco głową rozsypując ciemne kosmyki wokół ramion.- Dobrze- wypościł głośno powietrze odsuwając jedzenie.- Jestem ci coś winien.
Usiadł na stole biorąc mnie pod boki i podniósł z krzesła bym mogła usiąść na jego kolanach umieszczając nogi po obu jego stronach.
-O Millera nie musisz się martwić. Porozmawialiśmy z sobą i uprzejmie oddał mi klucz do waszego domu- zauważyłam ten cwaniacki uśmieszek- Jeśli chodzi o ostatni tydzień- obróciłam głowę by nie móc na niego patrzeć- Chciałaś żebym to ja ciebie naprawił. Prawda jest taka, że to ja bez ciebie się psuję. Nie wiem co robić, gubię się bez twojego towarzystwa. Brakuje mi dotyku delikatnej skóry i widoku tych tęczówek.- Zwróciłam spojrzenie na niego, czując jego błagający ton o to bym to zrobiła.- I tego piekielnie kruchego ciała, urywanego dotyku, spinanych mięśni za każdym razem gdy cię dotknę. Jesteś jak narkotyk. Byłem na odwyku tydzień i zobacz od czego mnie to doprowadziło. Pozwoliłem zranić najważniejszą osobę w moim życiu. Ha. Sam ją zraniłem. To ja siebie powinienem nienawidzić, a nie na odwrót. Jestem kretynem, który co chwila zmienia swój humor i ma tajemnice, które ty powinnaś dawno poznać.
-Ja...
-Od kiedy cię spotkałem po raz pierwszy, zastanawiam się jakim cudem można tak szybko zacząć kogoś tak naprawdę pragnąć.
Bez zastanowienia wpiłam się w jego usta. W jednej sekundzie byłam zdolna zapomnieć wszystko. Dać znowu się owinąć wokół palca. Jest typem człowieka, który będzie mógł wiecznie mnie ranić, a ja i tak będę tylko jego.
-Nie chcę należeć do nikogo innego. Nigdy.- uśmiechnął się.
-Mogę cię jutro gdzieś zabrać? Myślę, że ci się spodoba, chociaż osobiście uważam, że upokorzę swoją osobę.
Roześmiałam się cicho całując go przelotnie na zgodę. Przysunęłam talerz z jedzeniem i siedząc cały czas na nim, patrząc w jego oczy nałożyłam trochę pysznie wyglądającego makaronu.
-Potrafisz gotować tylko makaron- parsknęłam.
-Przeprowadź się do mnie, to przekonasz się, że nie.

12 komentarzy:

  1. Kocham <3 Świetny rozdział!!! Fajnie, że wszystko się ułożyło :) z niecierpliwością czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski rozdział nie mogę doczekać się nexta ♡:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieje, że przyjmie jego propozycje i będzie w końcu mogła normalnie żyć. Czekam na następny ❤ pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Fantastyczny ;)
    Dobrze, że Amy ma oparcie w Maliku ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy pojawi się dziś rozdział? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo możliwe mam już 2\3, ale niczego nie obiecuję na 100 %

      Usuń