sobota, 12 marca 2016

Epilog

Ciemne tęczówki biją pełnią radości. Czuję wiatr w włosach i słodki zapach waniliowych lodów, pomieszanym z słoną bryzą.
Zaczynam żyć.
Patrząc na morze przed sobą czuję jak duże ramiona oplatają się wokół mojej tali. Siedzę na murku z nogami po nie właściwej stronie, ale nie boję się wypaść. Właśnie te ciepłe ramiona otaczają mnie swoim bezpieczeństwem i wiem, że nie pozwolą mi upaść.
To jest moje życie. Idealne.
Teraz.
-Kiedy przyjadą?- marudzę wbijając łyżeczkę w lody.
-Harry dzwonił pięć minut temu, niedługo- śmieje się odpowiadając to samo już chyba siódmy raz.
Nieporadnie wykręcam się w jego stronę. To on. Człowiek, który wyrwał mnie z piekła.
Odstawiam kubełek i przyciągam jego twarz. Pozwalam mu całować się leniwie i powolnie, ale wkładam w to tyle uczuć na ile jestem zdolna.
Patrzę w kakaowe tęczówki i przypominam sobie ostatnie dni. Zayn nie potrzebował wiele czasu by przenieść nas do nowej szkoły w Kalifornii. Liam ma tam domek letniskowy, w którym zamieszkamy całą szóstką na jakiś czas, a potem... "Znajdziemy coś dla siebie, nie wytrzymam z Naillem i Harrym, którzy wiecznie będą się obściskiwać". Na wspomnienie tych słów prawie wybucham śmiechem.
Nowa szkoła, nowe miejsce, nowe życie. Zadziwiające, że zdaję sobie sprawę... nie potrzebuję tego.
-Potrzebuję ciebie- mówię te słowa patrząc na idealne rysy Malika, jego dłonie błądzą po moich udach, bokach i żebrach. Palce wplatają się w kosmyki włosów.
Zachodzące słońce ogrzewało mi plecy, kiedy zauważyłam nadjeżdżający samochód. Czwórka chłopaków wypadła na świeże powietrze śmiejąc się głośno z niewiadomego powodu. Po raz kolejny rozbrzmiewa dzwonek mojej komórki. Patrzę na wyświetlacz i widzę numer rodzicielki. Cała uwaga skupia się na mnie, kiedy tępo wbijam wzrok w ekran. Odrzucam połączenie, po czym wyjmuję kartę i łamię ją na pół. Wyrzucam za siebie i unoszę głowę.
Nie chcę ich znać. Zayn wydaje się być dumny z mojego czynu. Pakuje nasze torby do bagażnika po czym bierze mnie na plecy.
-Trzymaj się czepiaku.
Idziemy w stronę pojazdu, a ja czuję się  w końcu wolna. Wolna po 18 latach życia w klatce. Wtapiam nos w krucze włosy i patrząc kątem oka na uśmiechniętego blondyna przyciągniętego do lokowatego, muskam palcami jego szyję. Zaciągam się mocno czując zapach nikotyny pomieszany z świeżą, wodą kolońską.
Przymykam powieki i słyszę ciągłe śmiechy, odgłos fal i skrzeczenie mew. To jest to.
-Kocham cię.
KONIEC

_______________________________________________________________

Epilog nie jest długi... Właściwie nie miał być :)

Co tu dużo mówić... "Amy" nie była jakąś wielką historią, która powala każdego na kolana. Ma w sobie pełno błędów, nieczytelnej treści, sama się w niej gubię, ale... cieszę się że powstała. Nawet nie wiecie jak bardzo jej postać jest moim odzwierciedleniem. Nie chodzi o to, że mam takie życie, rodziców czy co tam jeszcze. Chodzi mi o charakter tej dziewczyny i sposób patrzenia na świat. Dopiero teraz kończąc to wszystko zdaję sobie sprawę jak bardzo utożsamiłam tą postać z własnymi cechami.
Dosyć już o tych bredniach...
Nie ukrywam, że w planach jest druga część, ale nie wiem kiedy.

Dziękuję każdemu kto dotrwał do tego nędznego końca ( w którym pierwotnie Amy miała popełnić samobójstwo xD ) miałam zamiar wypisać tutaj dosłownie każdego, ale chyba nie jestem do tego niestety zdolna...

27claudiaaa98 Mia R Asiek1323 Anna Suchecka Rouse Błaszczykowska babluz i każdemu Anonimowi

Jest tych osób o wiele wiele więcej ale zajęło by mi to sporo czasu... przepraszam... moje lenistwo kocham równie mocno co czekoladę :)

Mniejsza o to, chciałam podziękować z całego serducha każdej z możliwych osób, która była tutaj ze mną. Nawet nie wiecie jak bardzo poprawialiście mi humor zwykłą gwiazdką.... To bardzo miłe uczucie kiedy ktoś docenia coś co robicie... nawet jeśli jest to tak beznadziejne xD
Więc jeszcze raz bardzo dziękuję i zapraszam na nowe opowiadanie
(pierwszy rozdział powinien pojawić się jutro) 

   

Teraz mam ostatnia prośbę, niech każdy kto wytrwał do końca nie ważne czy teraz czy w przyszłości... niech komentarz cokolwiek pod tym postem... Chciałabym wiedzieć ilu ludziom powinnam być wdzięczna za to wszystko.

A więc tak to...







KONIEC

piątek, 4 marca 2016

Rozdział 20- Wyprowadzasz się

Nie ukrywam, że "Amy" powoli się kończy. Będąc szczera miałam zamiar poprowadzić to jeszcze dalej, ale wiem, że na razie bym nie dała rady. Szczerze nie lubię pisać... W sensie pisać na klawiaturze. Potrafię wymyślić cały akapit, ale niechęć przelania tego na komputer... to takie męczące xD
Rozważam jednak drugą część, nie teraz, ale kiedyś pewnie tak. Tymczasem myślę o innym opowiadaniu. Też ff z 1D, ale tym razem albo z Harrym, albo z Niallem. Tutaj pojawia się prośba do Was. Byłabym wdzięczna, gdybyście w komentarzu pisali tego kogo wolicie. Osobiście chyba wybrałabym Nialla, ale chciałabym, abyście to Wy pomogli mi budować coś nowego. (po lewej macie także ankietę z innym pytaniem)
Co mi pozostaje... Liczyć na Wasza opinię i przeprosić za błędy, które na pewno się tutaj wkradły, a ja ich nie zauważyłam, albo stwierdziłam, że to nie błąd.
Moje zdanie na temat teg wszystkiego ostatnio zmieniło się... dość sporo.... Może to przez brak motywacji? Spadła aktywność itp.
Mimo to muszę podziękować za każde miłe słowo, bez Was poddałabym się na samym początku :*
___________________________________________
-Zostań tu proszę.
-Ale Amy....
-Proszę- jej palce zaciskały się na moich przegubach, wyciągnęła jakieś ciuchy z szafki prosząc, aby się obrócił. Przebrała się w kilka sekund. Wyszła zamykając dokładnie drzwi na co od razu podszedłem krok bliżej.
-Tutaj jest ta szmata- zacisnąłem pięści słysząc zalany głos tego idioty.
-Wołałam cię nie słyszałaś?- dziewczyna coś mruknęła pod nosem, nie mogłem dosłyszeć jej głosu- Boże jak ty przytyłaś.
Na te słowa byłem gotów tam wejść, już zacisnąłem palce na klamce, ale usłyszałem jak ktoś odchodzi. Postanowiłem się jeszcze chwilę przysłuchać, powstrzymać, aby Amy nie miała większych kłopotów.
-Teraz posłuchaj mnie zdziro... Miller mi wszystko powiedział. Ten twój pieprzony chłoptaś zrobił coś czego nie powinien, więc Miller żąda powtórki... i wiesz co, jestem gotów siłą zaciągać ciebie do niego i patrzeć jak cię pieprzy za pieniądze, które dostanę- usłyszałem dźwięk uderzenia o ciało czymś twardym i upadek na ziemię. Nawet zza drzwiami mogłem sobie wyobrazić dziewczynę leżącą na ziemi.
Koniec. Nacisnąłem klamkę i znalazłem się w sypialni dziewczyny. Wystarczył widok roztrzaskanej butelki i kulące się ciało przy łóżku.Bez zastanowienia rzuciłem się na człowieka stojącego krok od niej. Pozwoliłem mu wyłożyć się i siadając na nim okrakiem wymierzałem cios za ciosem, tak jak poprzednio w Millera. Czułem drobne, zimne dłonie starające się zatrzymać moje ramiona, ale nie poprzestałem. Usłyszałem drugi kobiecy krzyk.
-Zayn przestań, proszę- roztrzęsiony głos Amy z ledwością docierał do moich uszu- zabijesz go!
Przywarła do moich pleców, przestałem. Spojrzałem na śmiejącą się do mnie twarz, bez zastanowienia splunąłem wymierzając ostatni cios.
-Idziemy, wyprowadzasz się- złapałem jej dłoń i wyciągnąłem z pomieszczenia.
Praktycznie biegłem do wyjścia, pomimo jej protestów. Nie czekałem, aż ubierze buty. Nałożyłem jej wiszącą bluzę na ramiona i zabrałem na ręce. Trzęsła się, więc szybko zatrzasnąłem drzwi i podbiegłem do samochodu. Umieściłem ją na przednim siedzeniu.
-Muszę wracać- podkuliła nogi umieszczając kolana pod samą brodą, wielkie łzy żłobiły ścieżki w jej policzkach- nie mogę... muszę wrócić.
Chwyciła za klamkę, ale ją powstrzymałem. Ruszyłem nie zważając na ograniczenie prędkości. Światła rozpraszały już panującą ciemność na drodze. Zatrzymałem się dopiero na czerwonym świetle, nie ze względu na prawo. Zrobiłem to samo co przed południem. Rozluźniłem jej ucisk i przerzuciłem nad skrzynią biegów. Przyłożyła dłonie do mojej klatki piersiowej odpychając się. Wierciła się do półki nie ująłem jej twarzy. Spojrzała dużymi, zapłakanym tęczówkami w moje.
-Jesteś bezpieczna- zetknąłem nasze czoła- bezpieczna, nie pozwolę ci tam wrócić. Nie po tym co powiedział. Słyszysz?
-Ale to moi rodzi...
-To nie twoi rodzice- poprowadziłem opuszki przez jej szyję- To ludzie, którzy nie zasługują, aby się tak nazywać. Zrozum, proszę. Pomyśl o tym wszystkim co zrobili. Czy choć raz w życiu byłaś świadoma tego jaka jesteś? Piękna, idealna?
-nie m...
-Przestań pieprzyć Amy, dobrze wiem, że zdajesz sobie z tego sprawę- spuściła oczy- Kocham cię i nie pozwolę, abyś więcej tak się czuła. Czy tego chcesz czy nie.... zabieram cię stąd, słyszysz?
Wpiła usta w moje na co uśmiechnąłem się. Od razu pogłębiłem pocałunek nie zważając na miejsce naszego pobytu. Sama pokierowała moje dłonie na biodra dając sobie dostęp do mojej klatki piersiowej wślizgując się pod koszulkę.

~Amy P. O. V.

Miał rację. Kogo ja chciałam oszukać? To zadziwiające, że zaledwie trzy słowa potrafią wywołać u mnie takie zmiany zdań. Ma rację... nigdy w życiu nie czułam jakby ten dom był miejscem szczególnie ważnym dla mnie. Jakby był oazą, punktem do którego mogę i chcę wracać.
Odepchnęłam w myślach wspomnienia, które zaczynały się wkradać do mojej głowy, zamiast tego jeszcze mocniej przywarłam do Zayna. Wbiłam paznokcie w jego boki na co mruknął, uniosłam się delikatnie na kolanach, by być nieco wyżej wplatając palce w czarne włosy. Pociągnęłam za nie sprawiając, że jeszcze bardziej rozchylił wargi.
Od kiedy ja się tak zachowuję?
Wzięłam pomiędzy zęby płatek jego ucha schodząc nosem do szyi. Czułam narastające motyle wewnątrz brzucha, ale to mi nie wystarczyło. Mała przestrzeń, w której się znajdowaliśmy nie sprzyjała moim ruchom. Chciałam spojrzeć na czerwony ślad, który zostawiłam w zagłębieniu między szczęką, a barkiem, ale przyłożyłam tyłem głowy o górną część samochodu.
Coś wydało głośny dźwięk z tyłu nas. Zerknęłam przez tylną szybę.
-Musimy jechać- zaśmiał się cichutko.
Zdałam sobie sprawę, że od dobrych kilku minut stoimy na skrzyżowaniu nie zwracając uwagi na nic innego, niż na siebie. Przytaknęłam schodząc na swoje miejsce. Czułam jak krew napływa do moich policzków eliminując całą bladość. Zakryłam twarz włosami.
-Uwielbiam cię taką- ruszył.
Przycisnęłam pierwszy lepszy guzik mając nadzieję, że włączę radio. Udało się, delikatna muzyka wydobywająca się z głośników rozluźniła moje mięśnie. Będąc świadoma, że i tak nie mam na nogach butów pozwoliłam sobie usiąść po turecku. Duża dłoń spoczęła pośrodku mojego uda, wolno i niepewnie położyłam na niej swoją. Zarejestrowałam jego zdziwienie, ale już po kilku sekundach sam splótł nasze palce.
Dojechaliśmy w ciszy pod jego dom. Ponownie zabrał mnie na swoje ramiona bym nie musiała chodzić w skarpetkach po ziemi. Wyjmując mnie z samochodu uderzyła w nas fala zimnego powietrza. Zacisnęłam piąstki na jego kurtce.
-Rozgość się, mama jest w pracy- odwiesiłam bluzę na wieszak w przedpokoju i spojrzałam na niego. Dokładnie przyglądał się mojemu ciału i ruchom, co powodowało zawstydzenie oblewające purpurą poliki.
-Co się tak patrzysz? Coś jest ze mną nie tak?
-Jesteś śliczna- zrobił krok do przodu kładąc palce na podbródku- Zrób sobie herbatę i poczekaj na mnie dobrze? Wrócę jak najszybciej się da. To teraz twój dom, rób co tylko chcesz.
Przyciągnął moje ciało do siebie wkładając nos w włosy. Zaciągnął się mocno pozwalając mi poczuć swoje ciepło.
-Gdzie jedziesz?- mruknęła wtulając się jego bok.
-Po twoje rzeczy- zesztywniałam- Nie bój się, wejdę przez okno, nie mam zamiaru ponowie spotkać człowieka, który wyrządził tobie tyle krzywd, inaczej tym razem nie byłbym w stanie się powstrzymać.
Złożył długi przeciągły pocałunek i zostawił mnie samej sobie. Myślałam, że poczuje się w tym momencie jak intruz, ale zauważyłam z zdziwieniem, że pierwszy raz poczułam się jak w prawdziwym domu. Wiedziałam, że nic nie powstrzyma go od wrócenia tam, więc z zdenerwowaniem zaparzyłam herbatę. Usiadłam przy kuchennym stole z kubikiem parującego wywaru wbijając spojrzenie w przestrzeń za oknem. Z czasem zaczęłam upijać łyk za łykiem niecierpliwe czekając na powrót Malika.
Nie ruszyłam się do chwili, w której usłyszałam wjeżdżający na podjazd samochód. Podbiegłam na korytarz stając twarzą do wejścia. Wszedł obwieszony torbami na co odbiegłam i rzuciłam objełam jego kark.
-Hej, hej czekaj- zaśmiał się opuszczając rzeczy na ziemię, ujął mnie w ramiona.
-Tęskniłam- szepnęłam.
-Ja też- ziewnęłam przeciągle- Chodźmy zaniesiemy rzeczy na górę i położysz się.
Zrobiliśmy tak jak powiedział. Zayn zakluczył drzwi, po czym gasząc światła na dole ruszyliśmy na piętro. Ustawił torby w rogu, mówiąc mi jakie mniej więcej rzeczy włożył do których. Dzięki temu bez większego problemu znalazłam krótkie szorty i dużą koszulkę do spania.
Myłam zęby, kiedy oplótł moją talię przyciągając do siebie. Wtulił głowę w zagłębienie szyi tworząc długą ścieżkę mokrych pocałunków.
-Wyjedź ze mną- natychmiastowo podniosłam głowę wypluwając pastę, otarłam usta dziecięcym gestem.
-Co?
-Wyjedź. Na przykład do stanów- patrzyłam ze zdziwieniem na jego odbicie w dużym lustrze- I tak kończymy szkołę, mogłabyś pójść tam na jakiś dobry uniwersytet.
-A co z twoją rodziną? Z resztą długu...
-Nie muszę się już o to martwić. W dniu twojego...... porwania, porozmawiałem z siostrą. Wzięła dużą pożyczkę, obiecałem, że będę pracował i spłacę to za nią, ale dług jest już anulowany, choć nadal uważam, że poszło za łatwo. Od człowieka z gangu Chrisa dostałem list, od jego szefa. Zapewnił, że nie tknie już mojej rodziny. Mama zawsze wiedziała, że w końcu wyjadę. Myśl, że pojedziesz ze mną sprawia, że mam ochotę teraz wsiąść w samolot. Dokończysz tam liceum uwalniając się od wszystkiego co cię tutaj rani, a ja będę wtedy z tobą.
Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami. To nie może być możliwe.
-Mówisz...
-Kocham cię Amy i proszę, wyjedź ze mną.
Pokiwałam głową nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Czy naprawdę zgodziłam się na przeprowadzkę? Jak to jest możliwe, że w przeciągu tak krótkiego czasu jestem gotowa dla niego opuścić to wszystko i po prostu wyjechać?
A co cię to obchodzi. Choć raz w życiu zrób coś czego nie jesteś pewna. Zaryzykuj przecież....
-Kocham cię Zayn.
Bez wahania złączyłam nasze usta z każdą chwilą pogłębiając pocałunek. Bez wysiłku uniósł mnie na swoje biodra, dzięki czemu mogłam skrzyżować nogi wokół jego pasa. Pociągnęłam za czarne kosmyki prosząc o więcej. Nie musiałam tego długo robić, przyssał się do mojej skóry nadgryzając ją. Kiedy skończył dmuchnął zimnym oddechem na wrażliwe już miejsce. Zadrżałam.
Posuwał się w stronę pokoju cały czas tworząc ścieżki muśnięć. Położył mnie delikatnie na plecy pozwalając sobie ściągnąć koszulkę. Od razu rzuciłam ją gdzieś na ziemię.
-Amy nie wiem czy jesteś...
-Pewna? Z całego serca- jego wzrok nie był do końca przekonany- racja... po tym wszystkim.... boje się ludzkiego dotyku- zaczął się wycofywać, ale złapałam usilnie jego ramiona- mimo to, tylko twój daje mi bezpieczeństwo.
Widząc jego wahanie jak i ulgę sama wpiłam się w jego wargi ciągnąc go niżej. Czując chęć przełożył moją koszulkę przez głowę i od razu ściągnął szorty. Nie czułam jakiegoś wstydu. Naprawdę tego chciałam poza tym... widział mnie już bardziej rozebraną.
W trakcie tańca naszych języków podkuliłam nogi i zaczepiłam palcami u stup o rąbek jego dresów. Opuściłam je pozwalając mu z nich wyjść. Czując na sobie mój uśmiech, delikatnie wodził dłonią po moich żebrach. Niepewnie odpiął zapięcie biustonosza pozbywając się kolejnej części ubrania.
Łagodnie ujął moją pierś masując ją z spokojem. Co chwila przygryzałam jego wargę do tego stopnia, że smak metalicznej krwi rozszedł się po gardle. Scałował kropelkę z warg i przechodząc przez brodę kierował się w dół. Pocałował każdą widoczną ciemną plamę na skórze. Zahaczył palcem o tasiemkę moich fig spoglądając mi w oczy.
-Długo jeszcze będziesz mnie tak torturował?
Na jego ustach pojawił się chytry uśmieszek, ściągnął ze mnie ostatnie odzienie. Swoim dotykiem powodował ciarki wypełniające moje wnętrze. Czułam jak rozluźniam się przy każdym muśnięciu. Jego wargi wędrowały dosłownie wszędzie.
Podciągnął delikatnie moje lewe udo zakładając je subtelnie za swoje plecy. Nawet nie zauważyłam, kiedy zsunął swoje bokserki. Po kilku sekundach poczułam rozrywanie przeszywające cały kręgosłup, ale przyjemne uczucie zastąpiło to po jego kilku pchnięciach. Bez zastanowienia zsynchronizowałam nasze biodra przyciągając go ponownie do pocałunku.
-Czy jest...
-Jest dobrze Zayn- jego troska zaskakiwała mnie nawet w takich chwilach.
Leniwie masował mój język zaczepiając co jakiś czas o podniebienie. Wbiłam paznokcie w jego plecy pozostawiając na nich krwistoczerwone szramy. Po chwili czułam już tylko drżenie własnych ud i ogromną rozkosz przeszywając każdy nerw. Wygięłam plecy w łuk od razu opadając na miękką pościel.
To było zupełnie inne, niż to co działo się z Millerem. Zamknęłam oczy pozwalając wtopić się w tą chwilę. Odsunął się, słyszałam jak znika w łazience, ale nie przeszkadzał mi tymczasowy jego brak. Uczucie braku jego dotyku potęgowało się z każdą chwilą, co pozwoli na jeszcze większą rozkosz kiedy wróci.
Uniósł moje plecy pozwalając usiąść. Przełożył przez głowę swój za duży na mnie t-shirt pozwalając ponownie mi opaść. Położył się zaraz obok przyciągając mnie bliżej. Opatulił nas kołdrą.
-Kocham cię- musnął moją skroń.
-Koooocham cię, dziękuję- szepnęłam ziewając.
Po tych słowach pamiętam jedynie ciepłe ramiona i zapach nikotyny wydobywający się z miękkiej poduszki.
-To ja dziękuję.

czwartek, 25 lutego 2016

Rozdział 19- Kocham Cię Amy

Beznadziejność tego rozdziału przewyższyła poprzednią xD Przepraszam za błędy :/
                      może ktoś byłby ciekaw... ---> Tumblr 
________________________________________________________
Nie byłam pewna czy to gdzie teraz jedziemy to dobry pomysł. Bałam się ludzi, choć zadziwiająco szybko oswoiłam się z Zaynem. Wiedziałam, że nic mi nie zrobi, ale co do reszty....
Obserwowałam mijających przechodniów. Zdjęłam buty opierając plecy o szybę w drzwiach i położyłam stopy na jego kolanach. Bezwiednie pocierałam palcami o jego spodnie spoglądając przez dużą przednią szybę.
-Trudno mi się skupić na drodze jak tak robisz- podskoczyłam wyrywając się z zamyślenia, przyjrzałam się jego twarzy nie wiedząc o co dokładnie chodzi. Zdjął jedną dłoń z kierownicy i przejechał łagodnie po stopie powodując łaskotki. Uśmiechnął się. Dobrze wiedziałam, że czuł mój wzrok cały czas na sobie.- Kto normalny chodzi w trampkach w środku zimy?
-Najwyraźniej nie jestem normalna- szepnęłam mocniej osadzając palce, aby go poirytować.
-Wiem, jesteś wyjątkowa- wbił swoje ciemne tęczówki w moje. Czułam jak krew napływa mi do policzków.
-Przestań- usiadłam. Zaparkował gdzieś na poboczu.- To tutaj?
-Nie- bez ostrzeżenia ścisnął mnie za biodra i przełożył przez skrzynie biegów usadawiając mnie na swoich nogach. Zadrżałam.- Jesteś taka krucha... Zaczyna mnie to wkurwiać.
-Nie mów tak- odchyliłam powoli głowę do tyłu, kiedy łagodnie za moim pozwoleniem przyssał się do szyi- Jestem ciężka, możesz mnie puś...
Krzyknęłam cicho, kiedy przygryzł wrażliwą skórę i wbił mocno palce. Wiedziałam, że powstaną tam kolejne siniaki. Połączył nasze wargi całując gwałtownie i brutalnie, jakby starał się wymierzyć miłą, a zarazem najsurowszą karę.
-Miałaś już tak więcej nie myśleć- wysyczał. Odepchnął moje ciało finezyjnie do tyłu napierając nim na kierownicę.- Nawet nie zdajesz sobie sprawy co by się teraz działo z tobą, gdyby nie ostatnie wydarzenia. Sprawiłbym, że byłabyś najszczęśliwszą osobą na świecie- ujął moją twarz- Jesteś idealna Amy, zapamiętaj to.
Nie prawda... Czy on naprawdę nie widzi, że jestem zupełnym przeciwieństwem idealnego człowieka? Beznadziejna, głupia, durna Amy. Dobrze wiem co ludzie o mnie myślą.... że jestem bezwartościowa, biedna, psychicznie chora... Czy on jest ślepy, że tego nie widzi?
Poczułam krople opadające na palce, które spoczywały na jego torsie. Jego serce nagle przyspieszyło pod cienką powłoką koszulki. Otarł dłońmi policzki. Pozwolił mi ułożyć głowę w zagłębieniu szyi zapewne nie mając pojęcia co wywołało łzy. Przyciągnął mnie bliżej ruszając ponownie pojazdem.
Nie obchodziło mnie zbytnio, że ma teraz ograniczoną widoczność i możliwość ruchu. Dobrze wiem, że nie ma nikogo lepszego w prowadzeniu samochodu.
-Dlaczego w ogóle zwróciłeś na mnie uwagę?- mruknęłam niewyraźnie.
-Już ci mówiłem, bo jesteś wyjątkowa, nawet jeśli ty tak nie uważasz- jego klatka za wibrowała.
-Bo jestem kretynką.
-Bo jesteś wszystkim- poczułam jak napina się niczym struna- bo jesteś wszystkim... dla mnie.- przylgnęłam mocniej do jego ciała.
Prychnęłam cichutko z zadowolenia. Mruczałam mu do ucha dopóki znowu się nie zatrzymaliśmy. Założyłam nieporadnie buty i wyszłam potykając się o własne nogi. Malik zdążył złapać moje ramię stabilizując równowagę. Usłyszałam jego śmiech, kiedy podniosłam wzrok.
Przede mną stały dwa duże namioty, w których gromadzili się ludzie. Obok przebiegł dzieciak ściskając w rączkach parę dużych łyżew. Lodowisko?
-Wspominałem, że to miejsce w którym się osobiście upokorzę?
-Tak- parsknęłam zakrywając usta- skąd wiedziałeś, że lubię jeździć?
-Tak łagodna osoba jak ty musi potrafić robić coś co potrzebuje dużo gracji- przez głowę przeszedł mi pewien fakt- chociaż potykasz się o własne nogi dużo częściej niż przeciętny człowiek.
Zostawiłam płaszczyk w samochodzie wiedząc, że przy jeździe zrobi się cieplej w grubej bluzie.
Poszłam popatrzeć na to co dzieje się na lodzie, w tym samym czasie Zayn skoczył po łyżwy dla naszej dwójki. Wrócił dosłownie w mgnieniu oka i już wchodziliśmy na śliską powierzchnię.
Nie patrząc na chłopaka odbiłam się ząbkami od lodu i okręciłam powoli na samym środku. Kiedy uniosłam wzrok Malik wylądował na lodowisku, stłumiłam głośny śmiech i znalazłam się tuż obok niego, pomagając wstać.
Splotłam nasze palce utrzymując za nas obojga równowagę, mówiłam jak powinien się poruszać i o dziwo zaczynał łapać. Wykonałam kilka zwinnych obrotów rozstawiając ręce. Lodowisko zaczynało pustoszeć wraz z nadchodzącą porą obiadową.
Jeździłam i obracałam się bez przerwy, dawno nie czułam się taka wolna. Podskoczyłam i obróciłam się szybko kilka razy. Kiedy skończyłam zauważyłam, że nikogo wokół nie ma . O drzwiczki od wejścia opierał się Zayn. Zdawał się nie zauważać tego co się wokół niego dzieje. Posłałam mu szeroki uśmiech.
Nagle coś strzeliło, pękło... W spowolnionym tempie przestawałam się szczerzyć, ale nie zrywałam kontaktu wzrokowego. Ciemne tęczówki pociemniały jeszcze bardziej. Przeskoczył przez barierkę i ruszył prosto w moją stronę. Nie ruszyłam się.
Gwałtownie podniósł mnie na swoje biodra, na co oplotłam go w pasie nogami. Jego usta atakowały moje z taką brutalnością jak jeszcze nigdy przedtem. Jego język dokładnie masował mój gładząc przy okazji podniebienie. Zaplątałam palce w jego gęstych włosach ciągnąc je nie szczędząc siły. Całował łapczywie wkładając w to wszystkie swoje tęsknoty.
-Ja...
Urwał jakby nie był zdolny sklecić zdania. Oddychaliśmy szybko, równym tempem. Nasze klatki unosiły się i opadały w tym samym czasie. Odstawił mnie z powrotem, zbytnio samemu nie rozumiejąc co własnie się stało.
-Wiesz... powinienem ci coś wyjaśnić.

***

Siedziałam na ławce na wzgórzu. Kto by pomyślał, że na takim pustkowiu stoi ławka? Zielona fara odpryskiwała w niektórych miejscach, ale nie traciła przez to na swoim uroku. Widok rozciągający się wokół zatrzymywał oddech. Londyn o tej porze był przesiąknięty ludźmi.
-Trzymaj- ujęłam kubełek kolorowych żelek stawiając go pomiędzy skrzyżowane nogi. Nie mogłam się przemóc, by sięgnąć po jedną z zabawnych figurek. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem jadłam takie rzeczy.
-Wydaje się, że masz wszystko w tym samochodzie- szturchnęłam go.
-Amy, mój tata nas zostawił, moją matkę, siostrę i mnie- zesztywniałam, nie wiedziałam, że będzie chciał o tym rozmawiać. Nie chciałam ponownie się z nim kłócić.
-Nie musisz- opuściłam głowę w dół, tak by włosy zasłoniły twarz.
-Muszę- wstał odchodząc dwa kroki do przodu- Widzisz... mój ojciec kiedyś pożyczył wielką sumę od szefa Chrisa. Przepłacił wszystko stawiając w zakładach, w których raz za razem przegrywał. Matka nic o tym nie wiedziała. Kiedy został bez grosza, pozbawiony pracy... Uciekł. Zostawił je same, a ja odbierałem tylko groźby o tym jak zniszczą nas wszystkich, kiedy nie zostaną oddane pieniądze. Dlatego olałem ostatnią klasę. Próbowałem jakoś pomóc, tak aby mama niczego się nie dowiedziała... nie chciałem jej martwić groźbami śmierci.- Zacisnął pięści, jego mięśnie na plecach się napięły.- Spłacałem dług ojca małymi ratami oddając wszystko co miałem, ale koniec końców wszystko się wydało. Sprzedaliśmy dom i uciekliśmy z Bradford oddając wszystko co z tego mieliśmy. Uspokoiło to ich na chwilę, ale... wrócili, wróciły groźby i strach. Chcieli pozostałej części i choć trudno w to uwierzyć udało się. Dalej nie mogę sobie wybaczyć tego, że zostałaś wtedy w to wszystko wciągnięta. Choć nadal się boję, boję się tego, że poszło za łatwo...
-Ja...- nie wiedziałam co powiedzieć. Mój ojciec także zamienił mnie na pieniądze... i alkohol.
-To nie jest jakaś poruszająca historia, ale sama myśl, że wymienił nas na trochę pieniędzy, kilka zakładów... Potem po prostu uciekł zostawiając nam cały problem. Mógłbym pracować do końca życia oddając im tę forsę, ale chwila w której moja mama sama odebrała telefon, w której przypominano, że zginie jeśli nie odda pieniędzy... Do teraz widzę jej strach. jej zagubienie wypisane na twarzy, ja na to wszystko pozwoliłem. Wiedziałem, że ojciec jest pochłonięty w hazardzie, ale nic nie zrobiłem, aby go powstrzymać. Aby przekonać mamę do tego, by go zostawiła, by się z nim rozwiodła, kiedy był jeszcze czas. To moja wina...
Bez zastanowienia poderwałam się z miejsca oplatając go ramionami. Przyłożyłam pliczek do rozgrzanych pleców wyczuwając śnieg pod cienkimi podeszwami.
-Nie waż się tak myśleć, mówić, cokolwiek- zagrałam jego kartami- Jesteś wszystkim... dla mnie, nie pozwolę ci się zadręczać, za coś co nie jest twoją winą. Nie poddałeś się, starałeś się wszystko załagodzić i wierzę, że ci się to udało.
Odwrócił się twarzą do mnie odgarniając włosy za ucho. Coś kryło się w jego oczach, coś czego nie był w stanie wymówić, a ja widziałam jak bardzo się z tym męczy.
Wspięłam się na palce i dotknęłam końcem nosa jego, po czym przyłożyłam czoło do czoła.
-Co cię dręczy?- zamknęłam powieki otulając jego kark.
-Ja...- urwał przenosząc swoje dłonie z moich ramion na biodra i przyciągając mnie bliżej wziął głęboki oddech- Kocham Cię Amy.
Coś huknęło w moich uszach, coś odbierało mi siły w nogach i krew z policzków. Tego się nie spodziewałam. Czy on oszalał do reszty? Nie może kochać kogoś takiego jak ja? Musiałby być opętany, albo ślepy... albo i to, i to. Czułam jak wiotczeję. Wzmocnił uścisk, przez chwile nie łapałam tlenu. Wszystko ciągnęło się przez wieczność. Jego oczy dalej wbijały się w moje szare, nijakie tęczówki, gdzieś w głębi jego kryła się obawa.
Jakiś impuls kazał mi pochylić się bardziej do przodu. Musnęłam jego wargi swoimi. Przecież to śmieszne.... ale...
-Ja też cię kocham- pochwycił moje ciało zamykając je w uścisku pełnym czułości. Kto by pomyślał, że taki ktoś jak Malik potrafi przytulać "z czułością".
Pomiędzy naszą dwójkę wdarł się jeden nieprzyjemny dźwięk, który zepsuł całą chwilę. Jednak na burczenie wydobywające się z mojego brzucha wybuchnął śmiechem, ja natomiast skarciłam się za to, że nie potrafiłam tego powstrzymać.

***

-Nie jestem głodna- mruknęła niezadowolona zakładając dłonie na pierś- Zayn naprawdę...
Było już za późno podsunąłem jej talerz pod nos. Marudziła przez kilka minut, w końcu ująłem jej twarz w dłonie.
-Musisz jeść, nienawidzę jak da się wyczuć każdą twoją kość- przygryzła wargę.
-Nie kłam, jestem tłusta i...
Porwałem jej rękę ciągnąć za sobą do łazienki . Ściana pozbawiona lustra wydawała się dziwnie pusta. Puściłem ją by schylić się pod szafkę w umywalce i wyciągnąłem urządzenie, które z chęcią bym rozwalił.
-Możesz się zważyć?
-Przy tobie?- zrobiła krok do tyłu jakby pokazanie mi swojej wagi było czymś strasznym.
-Mogę pierwszy- stanąłem na wadze- 78 teraz ty.
-Jesteś wysoki- szepnęła przykładając palce do warg.
- Mam zaledwie 185 centymetrów wzrostu, teraz ty... proszę.
Podsunąłem nogą wagę w jej stronę. Stała chwilę patrząc na elektroniczny licznik, zacisnęła palce na środku swojego brzucha jakby chciała się pozbyć skóry, która tam jedynie została. Niepewnie stanęła na urządzeniu zamykając mocno powieki.
-41?- patrzyła na cyfry wyświetlone na ekranie z takim przerażeniem, że w pierwszej chwili pożałowałem tego pomysłu.
Jej ciało zaczęło się trząść, kiedy na podłogę spadły pierwsze słone krople. Nie tego oczekiwałem. Chciałem pokazać, że ma za niską wagę, ale nie wywołując u niej takiej reakcji. Wytłumaczyć, że powinna jeść. Nie powinna mi znikać.
-Przepraszam- nie tego oczekiwałem- jestem tak beznadziejna... Potrafię tylko płakać i użalać się nad sobą.
Nie, tego było za wiele. Podszedłem do niej unosząc palcem podbródek.
-Co oni tobie zrobili?- spojrzała zaskoczona ocierając dziecinnym gestem łzy- jakim trzeba być człowiekiem, aby wpoić komuś taką nienawiść do siebie? Jesteś piękna Amy, urocza, mądra... Jesteś za chuda, nie gruba. Jesteś idealna w każdy skrawku, kocham cię za to jaka jesteś... nie za to jak wyglądasz, chociaż między nami widząc ciebie za każdym razem.... bezbronną, niewinną... wariuję. Zrób coś dla mnie i zacznij jeść, przestań patrzeć na to co mówią twoi rodzice. Zrób to dla mnie...
Pokiwała niemo głową na co posłałem jej uśmiech. Wtuliła się w moje ciało zaczepiając mocno rączki na materiale przy plecach.
-Amy! Gdzie jesteś?!- zesztywniała.
-Niemożliwe... nie, nie teraz- wyjąkała odsuwając się- Mama.

sobota, 20 lutego 2016

Rozdział 18- Naćpana mroźnym, zimowym powietrzem.

Jeśli kiedykolwiek narzekałam na to, że rozdział mi się nie udał, nie podoba czy coś podobnego... to chcę przeprosić xD To ten jest szczytem całej tej beznadziejności :) Chciałam go zadedykować wszystkim tym którzy czytają to opowiadanie, ale poczekam na jakiś lepszy moment...
_________________________________________
Nie jestem pewna ile wody w tym momencie marnowałam, czy jak wysoki będzie za nią rachunek. Wbita w kąt siedziałam oparta o płytki prysznica. Pozwalałam delikatnym strumieniom spływać po zaczerwienionej skórze wijąc się wokół kostek.
Starałam się odgonić od siebie uczucie ciągłego dotyku. Oddychałam nierówno, ciężko z ledwością łapiąc tlen. Z pokoju obok dochodził dźwięk budzika. Już rano.
Spędziłam tutaj całą noc.
Cała noc myślenia... Chris, Zayn, kłótnia, Jake,  gwałt i ta cała pieprzona reszta. Jedyne czego teraz chciałam to swoje zwykłe, nudne życie z powrotem. Stać się znowu szarą, pospolitą Amy nie zwracającą na siebie żadnej uwagi.
Niezdarnie wstałam czując każdy możliwy mięsień, w odbiciu widzę nowo powstające siniaki. Czy moj skóra nie może być choć przez krótki odstęp czasu czyste? Bez zdrapań, zsinień czy obrzydliwego poczucia dotyku przez obcych?
Otarłam zbolałe ciało odczuwając wobec siebie odrazę. Osuszyłam włosy i wykonałam całą resztę bezsensownych porannych czynności. Wsunęłam przez głowę czarną bluzę poprawiając pasek przy spodniach.
Szkoła... Niechęć do tego słowa rosła z każdą chwilą, ale nie mogę pokazać, że coś się stało.

~Zayn P. O. V. ~

Zobaczyłem ją z drugiego końca korytarza. Przemykała między ludźmi szybko ich wymijając, spuszczona głowa pozwalała kaskadom ciemnych włosów spływać do przodu. W jej ruchach było coś nietypowego, jakby bała się wszystkich dookoła.
Widząc ją zalęknioną doszło do mnie jakim byłem idiotą. Dopiero z rana Harry mi powiedział, że tam była... Debil.
Jakby usłyszała moje myśli podniosła wzrok. Nawet stąd zauważyłem jak jej źrenice się rozszerzają i pochłaniają całą moją osobę. Przygryzła mocno dolną wargę i natychmiastowo skręciła w boczny korytarz. Gwar panujący w tym miejscu wywoływał straszny ból głowy... dlaczego, aż tak się upiłem? Po co to było? Siedzi w tym tak samo jak reszta, dlaczego miałaby nie wiedzieć? Jesteś idiotą.
Kiedy przepchałem się do kierunku, w którym poszła już jej nie było.  Do klasy dotarłem po tym pieprzonym dzwonku zadając sobie pytanie jaki sadysta wymyślił taki rodzaj dźwięku.
-Kac nie sprzyja hałasowi prawda panie Malik?
Zignorowałem pytanie siadając na swoim miejscu. Amy przyszła kilka minut później... Nigdy się nie spóźnia na lekcje. Mruknęła coś pod nosem i niczym cień przemknęła do ławki. Coś było nie tak, była jakaś... niepodobna. Wiedziałem, że czuje na sobie mój wzrok.
Wezwana do tablicy stała "niewyraźna" jakby zaraz miała zniknąć. Frank podszedł do niej odbierając jej kredę, gdy nie zrozumiała tego co miała napisać. Znałem ją już na tyle dobrze, że spostrzegłem jak wzdryga się na małostkowy kontakt z jego skórą. Odsunęła się na tyle ile było to możliwe łagodnymi gestami prosząc o pozwolenie odejścia.
Zajęcia ciągnęły się w nieskończoność, ponowny sadystyczny dźwięk. Wypadła z sali.
-Amy!- szła dalej- Amy!- wyślizgnęła się zgrabnie z budynku, ale nie zdołała uciec. Chwyciłem ją za biodro przed samą bramą- Mówię do ciebie, możesz na mnie spojrzeć?
-Zostaw! Nie dotykaj mnie!- wyszarpała się z delikatnego uścisku robiąc dwa kroki do tyłu, krzyczała- Nie dotykaj!
Oszołomiony zabrałem dłoń. Padający śnieg ginął w jej ciemnych włosach osadzając się na bladej twarzy, by od razu rozpłynąć pod wpływem ciepła. Szok nasilił się wraz z pojawieniem łez w jej oczach.
-Po prostu nie- naciągnęła mocniej rękawy odgarniając nareszcie włosy do tyłu. Na jej szyi zalśniła czerwona szrama, w której mogłem dostrzec odciski palców, wtedy do mnie dotarło...
To roztargnienie. Roztrzęsienie. Unikanie. Strach przed dotykiem, jakimkolwiek kontaktem.
-Kto ci to zrobił?- wbrew jej sprzeciwom chwyciłem ją za nadgarstek.
-Nie rozśmieszaj mnie- uśmiechnęła się sarkastycznie. Wyglądała jakby była naćpana. Naćpana mroźnym, zimowym powietrzem.- Wracaj do swojej blondynki, spieprzaj.
-Jake?- wyrwała się, jej wzrok mówił, że to coś gorszego- Miller?
Cisza. Spróbowałem jeszcze raz się do niej zbliżyć.
-Zostaw-nawet nie spostrzegłem, kiedy oswobodziła się i po prostu uciekła.
Stałem oniemiały. Jej oddalająca się figura napawała mnie gniewem. Miałem ochotę zabić każdego kto w tym momencie się mi przyglądał. Znałem tylko jeden sposób, aby się tego pozbyć. Z trudem pozostawiłem obraz uciekającej Amy i ruszyłem do samochodu.
Śliska nawierzchnia asfaltu nie pomagała w prowadzeniu pojazdu. Wybrałem numer.
-Liam namierz mi komórkę Millera.
-Coś się stało?- Payne i ten jego dystans. Nie odpowiedziałem. - Poczekaj chwilę.
Rozłączył się. Nie minęła minuta, a dostałem adres w wiadomości. Od razu skręciłem ostro w lewo pamiętając dobrze bar przy tej ulicy.
W pomieszczeniu nie było tłoczno, zaledwie kilka małych grupek ludzi przy poszczególnych stolikach, albo na krzesłach przy barze. W powietrzu unosił się zapach tytoniu pomieszany z nutą ciepłego alkoholu.
Jego twarz od razu przykuła uwagę. na widok wykrzywionych warg gniew wypełnił mnie po same opuszki palców. Przed oczami widziałem Amy. Jej roztrzęsione ciało. W uszach zamiast muzyki pobrzmiewał jej krzyk.
Bez zastanowienia podszedłem do niego. Oparty o gruby blat zmierzył moją postać od góry do dołu, jakby przypominając sobie skąd może mnie kojarzyć.  Siedział sam, bez żadnych towarzyszy wokół. Rozchylił usta chcąc coś powiedzieć, ale nie zwlekając dłużej wymierzyłem zaciśniętą pięścią cios. Jego głowa odchyliła się do tyłu pod wpływem uderzenia. Natychmiast wstał zaczynając szarpaninę. W głowie cały czas widziałem tylko jej strach odbijający się w tęczówkach. Nie obchodziło mnie czy zatłukę go na śmierć. Wymierzałem cios za ciosem powalając go na podłogę, by umieścić nogi po jego obu stronach.
Nikt minie nie powstrzymywał. W tym miejscu takie akcje to codzienność, a ja mogłem to jedynie wykorzystać. Czułem ciepłą, kleistą ciecz na dłoniach. Zbielałe knykcie owiały się ciemną purpurą. Wyczuwałem każdą nierówność, nagle przypomniałem sobie wesołe jasne tęczówki. Ostatni raz opuściłem ciężko pięść i gwałtownie wstałem. Spojrzałem na niego. Leżał zakrwawiony z na wpół przymkniętymi oczami. Moje nogi same wykonywały ruchy obijając jego żebra. Splunąłem cofając się w stronę drzwi. Nikt mnie nie zatrzymał, wydawało się nawet, że nikt nawet nie zadał sobie trudu, by zwrócić swoją uwagę na to co się działo.
-Nawet nie wiesz- z trudem uniósł się na łakociach, kaszląc krwią- jak potrafi być gorąca. Niby taka szara myszka, a wije się jak...
Nie zahamowałem swojego odruchu. Mój but trafił prosto w środek jego nosa, miażdżąc go do granic możliwości.
-Oddawaj klucze do jej domu.

~Amy P. O. V. ~

Stanęłam przed lustrem patrząc  z obrzydzeniem w własne odbicie. Zamachnęłam się z całych sił, rozbijając zimną powierzchnię. Większe odłamki rozprysły się na mniejsze przy uderzeniu o ciemny drewniany blat. Łzy same z siebie wypłynęły na policzki, zdarłam z siebie bluzę i spodnie pozostając tylko w czarnej bokserce i bieliźnie. Weszłam pod zimną wodę.
Zayn wydawał się być... zaskoczony? Pomimo wczorajszych wydarzeń jedyne czego teraz potrzebowałam to jego ciepła. Jego delikatnego dotyku. Świadomość, że on nigdy mnie nie skrzywdzi jest jak pojawienie się trampoliny, która pomoże odbić się od dna. Problem polegał na tym, że im dalszy rozbieg brałam, aby lepiej się wybić, tym częściej ją gubiłam w ciemnościach głębin.
Mokra podkoszulka przykleiła się do ciała, które zaczęło drżeć. Zaczęłam trzeć skórę wbijając paznokcie, by nareszcie pozbyć się tego okropnego uczucia spoconych łap. Zacisnęłam zęby czując pieczenie. Dlaczego znalazłam się w tym samym miejscu co rano? Jakbym nigdzie się nie ruszała, jakby od tamtego wieczoru wszystko stało w miejscu.
Chłód owiał mi plecy. Nienawidzę tego pieprzonego domu. Dlaczego każdy tutaj może wejść bez większego problemu? 
Łagodny dotyk oplótł moją talię. Gdyby nie ten znajomy zapach nikotyny przestraszyłabym się, ale teraz jedynie oparłam tył głowy o jego twardy tors nie powstrzymując głośnego szlochu.
Jego dłonie błądziły po moich ramionach kojąc cały siedzący w środku ból. Krople równomiernie odbijały się od twarzy. Nie bałam się łez, nie teraz. Teraz mogłam się rozpadać, bo on trzymał wszystkie moje kawałki razem.
-Zayn- wtulił nos w mokre włosy. Nawet będąc odwrócona mogłam odczuć jak kosmyki przyklejają się do jego zarostu. - Możesz coś dla mnie zrobić?
-Słucham- mruknął cicho masując opuszkami cerę.
-Napraw mnie, proszę... napraw- okręcił moją osobę natychmiastowo przykładając czoło do czoła. Musną delikatnie wargi, poczułam jakby przeciągnął po nich jakimś piórem.
-Chodź- przełożył mi ręce na swój kark i uniósł do góry trzymając przed ramiona pod kolanami i plecami. Gdyby ktoś dotykał mnie tyle co on w tej chwili, zapewne uciekłabym przy pierwszej lepszej okazji.- Musisz się przebrać.
Postawił mnie na środku dywanu i podszedł do szafy. Znalazł starą koszulkę i jakieś dresy po czym wyciągnął je w moją stronę. Sam ociekał wodą. Jego biały T-shirt przyległ całkowicie do jego torsu ukazując ciemne linie tworzące tatuaże. Wiły się po całym brzuchu po części zachodząc na plecy i ramiona.
-Zaraz wrócę, powinienem mieć coś w samochodzie- zniknął tak szybko. Stałam z suchymi ubraniami zastanawiając się co ja tak naprawdę robię? Jestem beznadziejna, cały czas tylko użalam się nad sobą. Poczułam podchodzące do gardła wymioty, przypomniałam sobie, że nie miałam nic w ustach od dobrych kilkunastu godzin. -Jestem.
Zayn wrócił już przebrany. Nie zauważyłam jak długo tutaj tak stałam. Ucisk w żołądku się nasilał, wypuściłam ubrania z dłoni i wbiegłam do łazienki nie zważając na potłuczone odłamki szkła. Upadłam przed toaletą i czym prędzej wyplułam całą zawartość. Nie było tego dużo, zaledwie mała mieszanka śliny z krwią. Nienawidziłam siebie.
-Już dobrze- zebrał włosy do tyłu, otarłam wierzchem dłoni usta. Pomógł wstać i opłukać je wodą. Coś pękło.
-Ja nie chciałam... On tu był i wtedy... ja...- Malik przyciągnął mnie do swojego ciała uspokajająco szepcząc do ucha- Jestem taka...
-Ciii, już spokojnie nie musisz- przyłożył wargi do mojego czoła.
-Nienawidzę siebie - powiedziałam to twardo, bez ogródek.
-Nie waż się tak mówić- wyczułam gniew w jego tęczówkach, kiedy ujął moje policzki- Pod żadnym pozorem nie masz prawa, kiedykolwiek tak mówić. - Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale nic z nich nie padło. Z ściągnął brwi.- Jadłaś coś?

***

-Zjedz- postawił przede mną jakieś miło pachnące danie. Nie ruszyłam się. Siedziałam na krześle wpatrując się tępo w talerz.- Amy, proszę. - Pokręciłam przecząco głową rozsypując ciemne kosmyki wokół ramion.- Dobrze- wypościł głośno powietrze odsuwając jedzenie.- Jestem ci coś winien.
Usiadł na stole biorąc mnie pod boki i podniósł z krzesła bym mogła usiąść na jego kolanach umieszczając nogi po obu jego stronach.
-O Millera nie musisz się martwić. Porozmawialiśmy z sobą i uprzejmie oddał mi klucz do waszego domu- zauważyłam ten cwaniacki uśmieszek- Jeśli chodzi o ostatni tydzień- obróciłam głowę by nie móc na niego patrzeć- Chciałaś żebym to ja ciebie naprawił. Prawda jest taka, że to ja bez ciebie się psuję. Nie wiem co robić, gubię się bez twojego towarzystwa. Brakuje mi dotyku delikatnej skóry i widoku tych tęczówek.- Zwróciłam spojrzenie na niego, czując jego błagający ton o to bym to zrobiła.- I tego piekielnie kruchego ciała, urywanego dotyku, spinanych mięśni za każdym razem gdy cię dotknę. Jesteś jak narkotyk. Byłem na odwyku tydzień i zobacz od czego mnie to doprowadziło. Pozwoliłem zranić najważniejszą osobę w moim życiu. Ha. Sam ją zraniłem. To ja siebie powinienem nienawidzić, a nie na odwrót. Jestem kretynem, który co chwila zmienia swój humor i ma tajemnice, które ty powinnaś dawno poznać.
-Ja...
-Od kiedy cię spotkałem po raz pierwszy, zastanawiam się jakim cudem można tak szybko zacząć kogoś tak naprawdę pragnąć.
Bez zastanowienia wpiłam się w jego usta. W jednej sekundzie byłam zdolna zapomnieć wszystko. Dać znowu się owinąć wokół palca. Jest typem człowieka, który będzie mógł wiecznie mnie ranić, a ja i tak będę tylko jego.
-Nie chcę należeć do nikogo innego. Nigdy.- uśmiechnął się.
-Mogę cię jutro gdzieś zabrać? Myślę, że ci się spodoba, chociaż osobiście uważam, że upokorzę swoją osobę.
Roześmiałam się cicho całując go przelotnie na zgodę. Przysunęłam talerz z jedzeniem i siedząc cały czas na nim, patrząc w jego oczy nałożyłam trochę pysznie wyglądającego makaronu.
-Potrafisz gotować tylko makaron- parsknęłam.
-Przeprowadź się do mnie, to przekonasz się, że nie.

niedziela, 14 lutego 2016

Rozdział 17- Umierałam po cichu, sama z sobą.

Jeśli ktokolwiek czekał, przepraszam za takie opóźnienie... coś się u mnie popsuło i jakoś nie miałam ochoty na pisanie, więc nie oczekujcie Bóg wie czego w tym rozdziale... może nie trafiłam z tematem w dzisiejsze malutkie święto, ale osobiście nigdy nie obchodzę Walentynek, więc... ehhh...
________________________________________________
-Przejrzyj na oczy i...
-Wyjdź!-czując palący ból zdaję sobie sprawę, że wbijam usilnie paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni. Spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem, jakby dopiero co zdał sobie sprawę co się dzieje- wynoś się.
-Amy...- zrobił krok do przodu. Czułam na plecach chłód ściany.
Troska w jego oczach sprawiała mi wewnętrzny ból. Nie mogłam znowu dać się w to wplątać. Jeśli odpuszczę znowu owinie mnie sobie wokół palca, by od razu przypomnieć mi kim jestem. "Jesteś dziecinna Amy". Powstrzymywałam piekącą nową falę łez.
Do świadomości dochodzi mnie fakt co mówił ojciec, że w końcu znudzi mu się zabawa taką osobą.
-Idź- nie ruszył się- no już- uniósł zaciśniętą pięść, tak jakby wymierzał uderzenie. Rozszerzyłam oczy na ten gest.- Dalej, nie będziesz pierwszy.
Zacisnął wargi uświadamiając sobie co właśnie robi. Ku mojemu zdziwieniu ruszył pięścią na przód uderzając w ścianę, kilka centymetrów od mojej głowy. Opierając na niej ciężar ciała pochylił się ocierając nos o policzek. Zacisnęłam powieki. Nie. Nie dam się znowu omamić.
-Wynoś się- znieruchomiał- Spieprzaj, słyszysz?
Fuknął cicho pod nosem odbijając się od zimnej powierzchni. Zebrał buty, szybko założył koszulkę i bez słowa wyskoczył przez okno. Oddychałam ciężko i nieregularnie. Jak do tego mogło dojść?
Zadałam jedno głupie pytanie. Chciałam pomóc, czegoś się dowiedzieć. Przeklęłam. Z złością otarłam mokre policzki. Dlaczego aż tak się zdenerwował?
Od kluczyłam drzwi na wypadek, gdyby któryś z rodziców chciał wejść. Zebrałam słuchawki i rzucając się w róg łóżka pozwoliłam zacząć lecieć muzyce.

  There's a man with no face/ Jest tu człowiek bez twarzy
Just a blurred out portrait/ Tylko rozmazany portret
In a photo frame/ W ramce na zdjęcia
I'm losing again, I'm losing/ Gubię się znów, gubię się
My friend is face down on the pavement/ Mój przyjaciel twarzą do ziemi na chodniku

Then a woman, she screams 'It's terrible night'/ Następnie kobieta krzyczy "To okropna noc"
As the mood changes to dark from light/ Tak jak nastrój zmienia się w ciemność z jasności
Tell the doctor what's become of me/ Powiedz lekarzowi, co się ze mną stało
So they can analyse, analyse my dreams/ Będą mogli wtedy, dokonać analizy moich snów

Of a smoke filled room/ O pokoju wypełnionym dymem

Byle o tym wszystkim zapomnieć. Byle zasnąć i pogrążyć się w ciemności.

***

Nie widziałam Zayna prawie od tygodnia. Do tej pory nie byłam pewna czy cieszyć się z tego powodu, czy wręcz przeciwnie. Nie było go.... Nie było go nigdzie. W szkole, poza nią. Wydawać się mogło, że taki ktoś jak Malik zawsze rzuca się w oczy, ale tym razem... po prostu go nie było. Zniknął, rozpłyną się.
Podczas lekcji już nie czułam na sobie wywiercającego się wzroku ciemnych tęczówek. Nie wiedząc czemu czułam się jeszcze bardziej samotna niż przed tym jak go pierwszy raz spotkałam. Problem polegał tylko na tym, że za każdym razem, kiedy zamykałam oczy widziałam jego reakcję. Tą jego złość wymalowaną na ostrych rysach twarzy. Sposób w jaki podniósł wtedy pięść. Bił, gwałcił, był hazardzistą. Miałam nadzieję, że z czasem głos Chrisa zniknie z moich myśli, jednak do tej pory tak się nie stało.
Nareszcie uwolniona od szkolnych murów ruszyłam w stronę domu. Śnieg delikatnie łaskotał moją skórę w jej odkrytych partiach, ginął w ciemnej kaskadzie włosów zachodzących za ramiona.
Szłam lekkim krokiem, rodzice znowu gdzieś wyjechali. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem robili to tak często, ale tą wiadomość odbierałam z ukrywaną, wielką radością. Chociaż teraz nie miało to zbyt wielkiego znaczenia, skoro nie miałam w tym momencie nic wspólnego z Malikiem. Wydaje się, że to co działo się pomiędzy nami w czasie, kiedy Chris chciał od niego pieniądze zniknęło. Gdzieś w głębi wspomnień kojarzyłam słowa Chrisa, że to jest dopiero połowa, że nie wszystko jest jeszcze oddane. W gruncie rzeczy miałam nadzieję, że Zayn sobie z tym poradzi, ale tak aby mnie w to już nie mieszać.
Poczułam wibrowanie w kieszeni kurtki. Spojrzałam na rozjarzony wyświetlacz i zagryzłam mocno wargę. Przez zimne powietrze miałam suche usta, co spowodowało minimalny napływ krwi. Słodko metaliczny smak roznosił się po moim języku zanim odebrałam połączenie.
-Amy?
-A kto inny?- powstrzymałam się od dodania jeszcze kilku słów- Czego chcesz Harry?
W oddali słyszałam cichy głos Nialla i tak jakbym była teraz obok nich, widziałam jak spoglądają na siebie, a Styles przeczesuje swoje loki dłonią zgarniając je do tyłu.
-Chodzi o Zayna- przystanęłam- Wiem, że to nie nasza sprawa, ale... czy przez ostatni tydzień coś między wami się... jakby to... popsuło?
-Ja...- mogłabym przysiąc, że wyczuł mój nastrój nawet po drugiej stronie słuchawki- pokłóciliśmy się- szepnęłam.
-Tak myślałem- jego ton głosu był jakiś przybity.
-Harry, coś się stało?- dopiero po wypowiedzeniu tych słów ugryzłam się za karę w język, nie miałam dać się znowu omamić, nie po to by teraz lecieć i go przepraszać.
-Hhh..- wypuścił głośno powietrze- mogłabyś przyjść dzisiaj o 19 pod adres, który ci wyślę? Będziemy tam na ciebie czekać z Niallem.
Bez wahania się zgodziłam, a po kilku minutach od zerwania połączenia usłyszałam dźwięk nadchodzącej wiadomości.

***

Napełniłam płuca świeżym nocnym powietrzem, zapięłam czerwony płaszczyk i owinęłam szyję szalikiem. Zerkając na godzinę, szybko porwałam torbę na ramię i przekręciłam zamek w drzwiach. Odpowiadało mi mieszkanie samej. Przerażała mnie myśl, życzenia rodzicom, aby już na zawsze zostali tam gdzie wyjechali na kolejny tydzień.
Schowałam głębiej twarz w ciepły materiał ruszając w stronę przystanku. Nie czekając długo na autobus weszłam po stopniach do pojazdu. Zapłaciłam szybko za bilet i usiadłam w połowie rzędu pustych siedzeń przy oknie. Dłonie drżały mi z przejęcia, choć naprawdę nie wiedziałam czym mogłabym się tak denerwować.
Gdzieś na tyle słychać było chrapanie jakiegoś starszego człowieka i muchy kręcącej się w powietrzu. Było zimno, jakby w rzęchu nie istniało ogrzewanie. Widziałam unoszący się przed twarzą zimny oddech.
Wysiadłam na prawidłowym postoju i bez większego wahania ruszyłam przed siebie. Miałam do przejścia zaledwie kilkaset metrów, ale z każdą kolejną sekundą coraz bardziej zamarzałam.
Zatrzymałam się na skrzyżowaniu. Nazwa tej samej ulicy rozchodziła się na prawo i lewo.
-Amy, tutaj- odwróciłam głowę napotykając znajome tęczówki Louisa. Stał razem z pozostałą trójką.- Dzięki, że przyszłaś.
-O co chodzi?- dopiero teraz myśl o spotkaniu Zayna zaczęła przyprawić mnie o mdłości. Spojrzeli na mnie zdziwieni.
-Nieźle musieliście się pożreć- Harry jak zwykle przeczesał włosy.
-Zadałam jedno głupie pytanie o jego ojca, a on...
-Malik nie mówi o swoim tacie- poderwałam głowę do góry- może nie powinienem tego mówić, ale chodzi głównie o Chrisa i ten pieprzony dług.
 -On go po prostu nienawidzi- Horan mruknął pod nosem jeszcze coś, ale nie mogłam dokładnie usłyszeć.
Zapadła cisza. To go nie usprawiedliwia. Mógł zwyczajnie powiedzieć, że nie chce o tym rozmawiać.
-To...?
-Malik jest gdzieś w środku, możemy się rozdzielić i go znaleźć, musisz z nim porozmawiać.
-Niby czemu?- Harry zerknął na mnie z czymś nieodgadniętym w oczach.
-Posłuchaj, przez ostatni tydzień, Zayn...- zawiesił się co nie było do niego podobne- nie odstawia kieliszka, okey?- mimowolnie zrobiłam krok do tyłu- Nie gada z nami, nie opuszcza klubu, jest w jakimś amoku. Amy, on się niszczy.
-A co ja mam do tego? Uwierz mi ostatnio dał mi do zrozumienia, abym nie mieszała się w jego sprawy- zaczęłam szybciej mrugać powstrzymując piekące łzy pod powiekami.
-Amy...
Sycząc ciche "Dobra" przeszłam między Liamem, a Niallem w kierunku klubu. Usłyszałam kroki za sobą. Ustaliliśmy, że pójdę razem z Harrym, a cała reszta przyprowadzi do nas Malika, gdyby znaleźli go przed nami.
Z pomieszczenia buchnęło gorące powietrze przesiąknięte potem półnagich ciał i żarem alkoholu. Z odrazą przemieszczałam się pomiędzy napitymi ludźmi. Styles trzymał mnie delikatnie za dłoń byśmy się nie zgubili, ale szarpnął za nią mocno, kiedy gwałtownie się zatrzymałam. Odwrócił się zdziwiony, a potem podążył za moim przerażonym spojrzeniem.
Tym razem nie powstrzymywałam łez. Zagryzłam usilnie spierzchnięte wargi czując smak krwi. Widok Malika nachalnie całującego wysoką blondynkę zabił mnie od środka. Nie zdawałam sobie sprawy, że wstrzymuję oddech do czasu ich wejścia w jakieś nieznane pomieszczenie.
Czując ogień w płucach pozbawionych świeżej dawki tlenu z trudem zmusiłam się, by zmienić ten stan. Wyrwałam rękę z jego uścisku i ruszyłam w stronę wyjścia. Wypadłam na lodowate powietrze. Słyszałam jak ktoś woła moje imię, ale ignorowałam to z całych sił.
Biegłam... Znowu uciekałam, kłucie w wnętrzu nasilało się z każdym kolejnym krokiem. Odbijałam równo podeszwy od ziemi. Przecięłam jezdnię wpadając na nadjeżdżające auto. Poczułam jedynie tępy ból w boku i rozdrażniony krzyk  kierowcy. Nie zatrzymałam się. Nie zważałam na to co się wokół działo. Jak mogłam tak szybko w dać się wplątać w takie coś? Tak szybko być gotowa oddać mu każdą swoja sekundę, uwagę wszystko? Dlaczego to tak piekielnie boli?
-Oszalałaś!- poczułam szarpnięcie w ramieniu- Mogłaś się zabić!
-Miałby jeden problem z głowy!- wyrwałam się spod uścisku Stylesa, cofnął się. Otarłam agresywnie mokre policzki poprawiając pasek torby.
-Nie mów tak, on...
-Przestań, zostawcie mnie! Ty, pozostali, Chris, a zwłaszcza Zayn. - Ponownie obrałam ten sam kierunek i zaczęłam iść, tym razem spokojnie, bez większego wysiłku, utykając na lewa nogę- Nienawidzę go.
Nie usłyszałam już ani jednego słowa z jego ust. Sprawdziłam godzinę. Nie mogłam uwierzyć, że minęło, aż tyle czasu od wyjścia z domu. Nienawidzisz go? Ha. Ty nienawidzisz siebie! Jesteś małą, naiwną idiotką!
Powoli wracałam tym samym autobusem do mieszkania. Przekręciłam zamek i natychmiastowo oparłam plecy o drewnianą płytę. Czułam jak powstają nowe krople, które skapywały na podłogę. Rzuciłam torbę w kąt, odpięłam płaszcz pozwalając mu opaść na ziemię.
Cisza panująca wokół była nasycona niepokojem. Nalałam wody do szklaki i ruszyłam po schodach do pokoju. Z każdą minutą szłam coraz wolniej. Nie wierzyłam w uczucie, które podpowiadało mi chęć powrotu rodziców.
Wyczułam na ścianie włącznik światła i przesunęłam nim w dół. Nic. Pokój nadal owiewały egipskie ciemności. Zmarszczyłam brwi, podeszłam do biurka. Zapaliłam małą lampkę i stanęłam w bezruchu. Na karku poczułam ciepły oddech. Zayn?  Wielkie dłonie oplotły mój pas, wbijając usilnie paznokcie w skórę. Krzyknęłam. Ktoś cisnął moim ciałem na łóżko. Dopiero teraz mogłam zobaczyć jego twarz.
-Witam panienko Winter- obrzydliwy uśmiech Millera zasłonił mi cały widok. Zaczęłam się szarpać- Uspokój się, to nie będzie bolało.
Nie spełniłam jego rozkazu, dalej się wiłam i próbowałam wyrwać spod jego uścisku usta.
-Zamknij się- poczułam chłód metalu przy skroni, zamarłam. - Grzeczna dziewczynka- przejechał drugą dłonią po policzku.- Zrobimy to szybko, gdyby nie ten sukinsyn dawno miałabyś to za sobą.
Chłód ogarną moją gołą skórę na brzuchu. Wzdrygnęłam się. Bez wahania odłożył broń na wyciągnięcie swojej ręki i zajął się moim ciałem. Z każdą sekundą czułam się coraz bardziej brudna. Coraz bardziej wyprana z emocji. Widząc kątem oka, połysk metalu nie byłam zdolna zrobić nic.
Kiedy dotarł do dolnej partii ciała spięłam wszystkie mięśnie. Ból, który rozchodził się po całym wnętrzu nie równał się niczym z tym jakie uczucie wywoływał dotyk Malika. Bezwiednie, kolejny raz dzisiaj łzy wypłynęły z na wpół przymkniętych powiek. Myśl, że dobrowolnie na to pozwalałam, pozwalam mu robić to czego nie pozwoliłam robić nikomu, niszczyła moją postać.
Teraz zaczynałam rozumieć każdą osobę gwałconą fizycznie i psychicznie.
Z każdą sekundą przestawałam czuć siebie, rozrywana od wewnątrz.
Umierałam po cichu, sama z sobą.

poniedziałek, 1 lutego 2016

Rozdział 16- Jesteś dziecinna Amy.

Jeszcze nigdy nie opisywałam sytuacji poniżej, więc wybaczcie.
__________________________________________________
Czy jest możliwością chęć należenia do kogoś po tak krótkiej znajomości?
Wargi Zayna idealnie wpasowały się w moje, białe zęby co chwila przygryzały ich dolą część . Duże dłonie powędrowały do ud unosząc moje ciało do góry. Instynktownie objęłam jego pas nogami. Tworzył mokrą ścieżkę wzdłuż linii szczęki schodząc do zagłębienia szyi.
-Jesteś wszystkim Amy.
Za każdym razem kiedy to szeptał czułam jak opadam z sił, by za chwilę rozerwać się z jej nadmiaru. Znalazł jeden mały punkcik, o którego istnieniu sama nie wiedziałam, wyczuł go kiedy spięłam ciało. Nadgryzł skórę zasysając ją łagodnie, cicho westchnęłam odchylając głowę, aby dać mu więcej miejsca. Odczułam jak uśmiecha się na ciche mruknięcia i dmucha w podrażnioną skórę na co okrywa się ciarkami.
Poprawia powoli moją pozycję na swoich biodrach i zaczyna iść w stronę schodów. Oblewa mnie gram strachu, że zaraz upadniemy na schody, ponieważ nie przerywa pocałunku i nie patrzy jak idzie.
-Jesteś moja- zamknął starannie nogą drzwi podchodząc do łóżka - tylko moja, nie waż się nigdy o tym zapomnieć.
Jego dłonie błądziły po moim ciele, które już spoczywało na miękkiej pościeli. Pocałunki schodziły coraz niżej nasycając skórę drżeniem. Ustawił się u moich nóg i patrząc w oczy zaczepił pacem o róg podkolanówki ściągając ją. To samo zrobił z drugą.
-Miałem na to ochotę od samego początku- zaśmiał się kiedy zauważył rumieniec na moich polikach- Wystarczy słowo, a przestanę.
Ponownie znalazł się tuż nad moją osobą, ale nie odezwałam się ani słowem. Po jego twarzy przebiegł cień pięknego uśmiechu. Przetarł kciukiem po dolnej wardze na co spięłam wszystkie mięśnie. Do moich nozdrzy cały czas docierał zapach palonej tu nikotyny, która zdążyła wsiąknąć w poduszkę, ale było w tym coś więcej. Jakaś specyficzna woń samego Zayna.
Przyciągając bliżej siebie przejechał mocno wbijając palce wzdłuż moich nóg. Trzymając ciągle twarz nad twarzą ostrożnie zsunął dolną bieliznę. Po raz pierwszy dzisiaj cieszyłam się z założenia spódniczki. Nie widział przez nią nic . Przecież widział mnie już nagą. Jeszcze raz złączył nasze wargi po czym zjechał głową niżej. Odruchowo złączyłam uda razem.
-Nie zrobię ci krzywdy- na te słowa ponownie rozluźniłam mięśnie, jego zwinne dłonie zgięły kolana- mogę?
Było w tym tyle delikatności, że bez zastanowienia skinęłam głową, wyjrzał zza moich nóg.
-Wolałbym usłyszeć...
-Tak- nie byłam zdolna powiedzieć więcej.
Ukazał swoje śnieżnobiałe zęby na nowo kierując głowę niżej. Czułam jego zimny oddech, z trudem powstrzymywałam dłonie od zaplątania ich w krucze włosy.
-Zayn, jesteś!
Zesztywniałam. W jednej chwili wycofałam się do tyłu na sam skraj łóżka, jakby dopiero teraz doszło do mnie o co w tym chodzi.
Mulat przeklną cicho pod nosem krzyżując nasze tęczówki. Przygryzł kusząco wargi mówiąc bym poczekała. Słabo przytaknęłam.
Wyszedł.
Jak najszybciej zebrałam swoje rzeczy z ziemi zakładając ponownie figi i długie skarpetki. Upewniłam się w lustrze, że wyglądam na w miarę ogarnięta osobę. Dotknęłam świeżych krwistych plam na szyi... nawet nie poczułam kiedy je zrobił.
Wróciłam do owianego przez zasłony ciemnością pokoju. Jak na kogoś takiego jak Malik, był schludny i uporządkowany. Jednak uwagę przykuwała stojąca w rogu gitara. Przejechałam wzrokiem po długich napiętych strunach, by po chwili wydobyć z nich czuły dźwięk.
-Podoba ci się- nawet nie usłyszałam kiedy wszedł, oplótł ramionami moją talię chowając głowę w włosach na ramieniu.
-Nie wiedziałam, że grasz- odchyliłam się do tyłu pozwalając mu wymruczeć śmiech w skórę.
-Bo nie gram- potarł nosem o szczękę- ale ty tak.
Momentalnie się odwróciłam, na jego twarzy malował się uśmiech.
-Żartujesz?- zaprzeczył- Nie-e mog...
Uśmiechnął się łobuzersko kolejny raz podnosząc mnie na swoje biodra. Coś szeptał do ucha, ale uczucie towarzyszące temu całkowicie zagłuszało sens.
-Moja mama chce cie poznać- zaczęłam się wyrywać, żeby mnie postawił na ziemi, mimo to uparcie szedł dalej.- Okey, okey nie wierć się już tak.
Moje stopy dotknęły paneli w chwili pojawienia się wysokiej, równie ciemnowłosej kobiety co Zayn. Stłumiła śmiech dłonią widząc jak besztam chłopaka. Wygładziłam starannie ubranie i przeczesałam włosy.
-Musisz być Amy, słyszałam o tobie co nieco- otarła ściereczką mokrą skórę nadgarstków- Moja droga- zmierzyła mnie spojrzeniem- potrzebujesz jedzenia. Zayn rozłóż talerze.
Mówiła tak szybko, że nawet nie zdążyłam zaprzeczyć. Poszłam za Malikiem wywracającym oczami  i usiadłam na krześle, które mi odsunął.

***

-Jeszcze nigdy tyle na raz nie zjadłam, dziękuję- odchyliłam się na oparcie masując delikatnie brzuch na wysokości pępka.
-Cieszę się, że ci smakowało złotko- pani Malik wstała i zebrała porcelanowe naczynia. Polubiłam ją, roztaczała wokół siebie taką przyjazną, rodzinną aurę- Kochanie..- urwała. Stała do nas tyłem, ale nawet w takiej pozycji mogłabym dostrzec jej napięte ciało. Ocierała wolno talerze pod bieżącą wodą.- Dzwonił twój ojciec, zaprasza cię w twoje urodziny do siebie i pomyślałam...
-Nie- chłód w jego głosie sprawił, że bezwiednie splotłam nasze ręce pod stołem ściskając je niewyraźnie- Nie chcę go widzieć.
-Wiem, myślałam...
-Mamo- jego ton stał się niepokojący, wzmocniłam chwyt dając mu do zrozumienia, żeby się opanował. Kątem oka zauważyłam jak znów otwiera usta, lecz z pomieszczenia obok dochodził dźwięk komórki.
Mimowolnie sprawdziłam godzinę na kuchennym zegarze. 18! Zerwałam się niczym huragan i popędziłam odebrać połączenie.
-T...tak?
-Kuźwa, gdzie ty jesteś?! Wiesz, która godzina?- ile jeszcze razy będziemy wałkować to samo...? Jakby nie potrafiła inaczej rozpoczynać rozmowy.
Ktoś wypalał dwie potężne dziury w moich plecach, a ja bardzo dobrze wiedziałam kto to taki. Czułam jego oddech na karku kiedy słuchał wrzasków mojej matki.
-Masz być tutaj za pięć minut, albo szukaj sobie innego domu!
Rozłączyła się. Napełniłam tlenem całe płuca z złością rzucając komórkę o ścianę, dopiero potem zdając sobie sprawę, że przecież nie jestem u siebie.
-Jesteś urocza, kiedy się złościsz. Mimo to, może to dobry pomysł?- zmarszczyłam czoło na co z rozbawieniem potarł je kciukiem- Możesz spać u mnie, będzie dużo prościej.
-Przestań- odepchnęłam go filigranowo. Koncepcja zamieszkania tutaj, nawet na krótki okres czasu wydawała mi się najlepszym co mogłoby być tylko, że... równie dobrze mogłabym strzelić sobie kulką w łeb na reakcje rodziców.- Przepraszam muszę wracać.
-Zawiozę cię.

***

Nigdy nie przyzwyczaję się do prędkości z jaką porusza się Zayn po drodze samochodem. Wbrew tej prędkości czułam się o wiele swobodniej niż w chwili, kiedy za nami strzelali. Palce Malika spoczywały nieco wyżej na udzie niż zazwyczaj. Powolnie tworzyły na skórze malutkie, uspokajjące kółeczka. Zatrzymał pojazd.
-Będę u ciebie za dwie minuty- chciałam zaprotestować, ale szybko zamknął drzwi i odjechał. Widziałam jak parkuje kilka miejsc dalej.
Zaciskając piąstki na ramiączku torby przekroczyłam próg. Miałam zamiar wyjść od razu na widok rozwścieczonych oczu matki. Zignorowałam jej krzyki i wdrapałam się na górę do sypialni. Zamykając wejście wpadłam na twardy tors. Podskoczyłam.
-Jena, to ty- nie zwracając na nic uwagi przywarłam do niego wtulając nos w klatkę piersiową.
Z dołu dochodził dźwięk wchodzenia po schodach, przebłagałam go, aby schował się pod łóżko i pod żadnym pozorem nie wychodził.
-Proszę- otarłam jego policzki.
Zdążył sekundę przed wkroczeniem ojca. Oparł się prawym łokciem o framugę i przytknął do ust butelkę szkockiej. Jego źrenice były rozszerzone do granic możliwości całkowicie zasłaniając jasny kolor tęczówek.
-Gdzie on jest?- jego chrypa nie była przyjemna, nie tak łagodna i kusząca jak Mulata.
-Kto?
-Nie udawaj tępej dzidy- odbił się od oparcia ruszając w moją stronę- No?
-Nikogo tu niema, naprawdę sądzisz, że miałabym się czym chwalić?! Jesteście tacy...!
-Jacy?- jego ton stał się bardziej złowrogi. Krzyczałam,a to nie mogło wyjść na dobre. Prychnął.- Myślisz, że odsłonisz te grube uda i co? Będziesz lepiej traktowana? Ty mała, niewdzięczna dziwko!
Poczułam uderzenie w policzek na tyle mocne, aby zbiło mnie z nóg i usadowiło lewą stroną twarzy do ziemi. Moje oczy napotkały ślepia Zayna. Widziałam jak z trudem się powstrzymuje przed wyjściem z ukrycia. Jego napięta twarz, mówiła wszystko.
Chcąc czy nie wykrzywiłam się w grymasie na zadany ból prosto w plecy. Z jednej strony był dobry, zagłuszał wszystkie wyzwiska. Zwinęłam się w kłębek zaciskając powieki.
Dopiero po czasie poczułam ciepłe dłonie kojące swoim dotykiem cały ból. Wargi scałowywały łzy o których nie miałam pojęcia. Ujął moje ciało i ułożył na pościeli. Uważnie obserwowałam jego dalsze ruchy, bez trudu znalazł nigdy nie używany kluczyk na półce i przekręcił zamek.
-Zabiją mnie jak to odkryją- zasłoniłam twarz. Nie wiedząc czemu myśl o odrobinie wolności w własnym domu przywróciła mi dobry humor. Zabrałam mniejszą poduszkę i rzuciłam prosto w jego osobę.
-Wiesz, że tego pożałujesz prawda?- zgasił światło i znalazł się przy mnie z prędkością wampira- Tak samo jak twój ojciec tylko to, nie przypadnie mu do gustu.
-Przestań to mój tata- odsuwam jego ciało. Zawsze tak było. Nie ważne jacy są, to moi rodzice.
-Nie broń go- zmarszczył brwi w ten swój zabawny sposób zaczął wywoływać łaskotki. Z trudem powstrzymywałam śmiech. Jego dotyk stał się bardziej czuły błądząc po nieodkrytych partiach cery. - Chciałbym zaspokoić ten niedosyt, pozwól mi...
Wspomnienia Millera i Chrisa bezkarnie mnie dotykających zatrzymały moją odpowiedź w ustach chociaż dobrze ką oboje znaliśmy. Skinęłam co zadziałało jak oliwa na ogień.
Powiódł nosem po szczęce, zostawiając pocałunek na szyi, barku, boku uważając na każdą gojącą się powoli bliznę. Doszedł do pępka dalej tworząc mokrą ścieżkę. Musnął róg spódniczki zagłębiając dłonie pod nią by kolejny raz ściągnąć dolną bieliznę. Zadrżałam.
-Mogę przestać- machinalnie zaprzeczam sama siebie zaskakując.
Pod wpływem żaru przechodzącego przez kręgosłup moja skóra zaczyna mrowić. Skubną skórę na udach nagle atakując podbrzusze. Pisnęłam wyginając plecy w łuk i od razu zwijając palce u stup. Nie miałam pojęcia, że istnieje takie uczucie. Chwycił mocniej uda, aby mnie unieruchomić. Zagryzłam mocno wargi czując metaliczny smak krwi na ich powierzchni.
Na ponowne natarcie języka Malika wplotłam palce w ciemne włosy. Mruknął cicho na  ten gest. Zasysa nieznacznie wrażliwą okolicę na co jęczę szeptem jego imię. Oczy zaczynają zachodzić mgłą , a nogi dygotać. Zwiększył siłę nacisku i częstotliwość poruszania językiem.
Czułam jak ciśnienie krwi rozrywa tętnice.
Zesztywniałam wybuchając w środku. Opadłam z sił zauważając jak szybko unosi się moja klatka piersiowa. Zayn wyłonił się spomiędzy ud oblizując usta.
-Jesteś niczym narkotyk, moja własna heroina, kokaina, amfetamina w jednym- znalazł się nad moją twarzą- podobało ci się?
Zamiast odpowiedzieć wpiłam się w jego usta zostawiając na plecach podłużne czerwone ślady. Całkowicie wyrzuciłam z głowy myśl o rodzicach siedzących na dole. Mimo to, teraz liczył się tylko on.
Odsunął się. Dobrze wiedziałam, że zawsze blade policzki nabiegają krwią. Zważywszy na to co przed chwila robił, ta reakcja wydała mi się dość szokująca.

***

Odetchnęłam głęboko, kiedy przysunął się bliżej oplatając moją osobę. Nucił cicho pod nosem jakieś słowa kreśląc opuszkami małe kółka na biodrze.
-Zayn- zamilkł dając mi znak, że słucha- czemu nie chcesz jechać do ojca?
Zesztywniał, spiął mięśnie obluzowując uchwyt. Skarciłam się za swoje ciekawskie myśli. Spojrzałam na niego podpierając się o łokcie. Leżał na plecach z ramionami skrzyżowanymi pod głową.
-Nienawidzę go, wystarczy ci taka odpowiedź?!- zaostrzył ton mrużąc przy tym oczy.
- Wiem, że pewnie rozbił waszą rodzinę albo coś gorszego... przynajmniej tak mi się w tej chwili wydaje- usiadłam i spojrzałam na dłonie- ale może powinieneś...
-Możesz przestać? - wykonał ten sam ruch co ja- Przestań się wtrącać w nie swoje sprawy.
Co? Czy tylko ja czegoś nie zrozumiałam? Pierwszy raz poruszam ten temat! Wiem jak to jest nie mieć taty. Przeczesałam opadające na czoło włosy.
-Chciałam tylko... myślałam, że taka osoba to... bardzo ważny szczegół w życiu i...
-A co ty możesz wiedzieć?- syknął. -Naprawdę twierdzisz, że to rozumiesz? Ojciec ma cię za zwykłą szmatę, matka za tłustą świnię- wstałam zrzucając kołdrę, nie zdawałam sobie sprawy, że tak zareaguje.
-Przepraszam- szepnęłam.
-Może to myślenie jest rodzinne? Może ty nie udajesz głupiej tylko taka po prostu jesteś?
-Chciałam jakoś pomóc, zapytać- wzdrygnęłam się kiedy podszedł blisko. Był hazardzistą, bił i gwałcił. Potrząsnęłam głową wyrzucając głos Chrisa z głowy.
-Przestań się wtrącać - poczułam świeże, mokre ślady na bladych policzkach, zaśmiał się- Jesteś dziecinna Amy.
_________________________________________________________________
a tak z innego tematu... słyszeliście już teledysk Zayna? Osobiście wole go w grupie, ale piosenka ma swoją moc...