piątek, 13 listopada 2015

Rozdział 8 - Niebo jest dzisiaj smutne.

:(
______________________________
(znajdę jeszcze jakiś fanów?)

-Daj spokój nie wcisnę więcej...
Odkładam widelec do pół pustej miski, a następnie stawiam ją razem z deską na blacie. Zayn łączy zabawnie brwi ilustrując mnie swoim spojrzeniem. Próbuję zejść z blatu, ale skutecznie mi to uniemożliwia, za każdym razem zastawiając drogę ramieniem.
-Przestań ktoś puka- po raz setny dzisiaj ktoś dobijał się do drzwi, tym razem z łatwością go wyminęłam.- Pani Mac, co u pani słychać?
-Dobrze dziecko, chciałam zobaczyć czy wszystko w porządku...
-Tak, dziękuję- posłałam uśmiech siwej staruszce, która opierała się o drewnianą laskę.
Pani Mac zawsze była jedyną, normalną osobą z sąsiedztwa i zawsze dziwił mnie fakt, że rodzice akurat ją prosili, aby mnie dopilnowała podczas ich nieobecności. Zmarszczki wokół jej oczu się pogłębiły od czasu, kiedy ostatni raz z nią rozmawiałam, a brwi uniosły się do góry.
-A kto to?
Obróciłam głowę przez ramię rzucając Malikowi gniewne spojrzenie, przynajmniej miałam nadzieję, że takie było.
-Kolega z klasy, odrabiamy pracę domową- spojrzała na mnie wymownie- naprawdę.
-W niedzielne południe?
-Na jutro musi być gotowa- wtrącił Zayn, podchodząc zza moich pleców - pomóc pani z zakupami?
Dopiero teraz zauważyłam siatki stojące przy naszym płocie, staruszka od razu zmieniła rysy twarzy na bardziej łagodne.
-Nie dziękuję chłopcze, skoro tak to wracajcie do pracy, przyjdę jutro Amy.
-Do widzenia.
Krzyknęłam i czekałam, aż starsza pani zniknie za furtką. W tym momencie drogę przecięło znajome już czarne auto. Cofnęłam się krok do tyłu wpadają na ciepły tors, zapominając o tym kto tak naprawdę stoi za mną, podskoczyłam z cichym okrzykiem.
-Boże, to ty- wypuściłam głośno powietrze.
-Nie, ale możesz mi wyjaśnić o co chodziło tej babci?- był inny. Może trochę bardziej spięty? Może też zobaczył to co ja przed chwilą... Wciągnął mnie głębiej do mieszkania zamykając drugą ręką drzwi.
-Może gdzieś pójdziemy?
15 minut później szliśmy wolno po szarym chodniku. Niebo nad Londynem owiane było szarymi chmurami i wszystko wskazywało na to, że istnieją duże szanse na deszcz. Weszliśmy do pierwszego napotkanego Starbucksa, gdzie zamówiliśmy kawę.
W pierwszej chwili wyłożyłam pieniądze za swoją część na co mulat się skrzywił i powiedział, że jeszcze tego pożałuję. Kiedy zaczęłam histerycznie się śmiać w kolejce po odbiór zamówienia ludzie przestali dla mnie istnieć. Dłonie Malika błądziły po całych moich żebrach wywołując niekontrolowane wybuchy śmiechu. Uspokoił się dopiero, kiedy dotarliśmy na sam początek.
Wychodząc włożyłam do swojego kubka słomkę i upijając z niej łyk, obróciłam się przodem do towarzysza.
-To gdzie teraz?- przysunął się bliżej tak, że szliśmy praktycznie ramię w ramię.
Nie miałam ochoty myśleć o niczym. Wdrapałam się nieporadnie na półmetrowy murek i trzymając kubek z kawą w jednej dłoni, szłam po nim stawiając dokładnie jedną nogę przed drugą, by nie spaść.
Zayn moczył wargi w napoju, kiedy usiadłam w pewnym momencie na jego skraju. Dołączył do mnie kilka sekund później.
-Moi rodzice wyjechali na tydzień do Francji, tata ma tam jakieś sprawy służbowe.
-Sprawy służbowe- odstawił kubek na bok i wyciągnął z kieszeni pudełko papierosów- zapomniałem, że pracuje w biurze.
-Skąd to wiesz?- z zmarszczonym czołem patrzyłam jak zapala fajkę i wkłada ją pomiędzy wargi.
-Kim był facet w klubie?- zaciąga się mocno nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem, ściskam kawę coraz mocniej.
-Nie odpowiedziałeś mi- dym wydobywający się z jego ust otulił moją twarz.
-Niall mi powiedział, kim był ten facet?
-Już pytałeś, odpowiedź się nie zmieniła- ponownie wypościł dym- możesz przestać?
Schyliłam się w jego stronę próbując uchwycić papierosa, ale uniósł dłoń ku górze. Siłowałam się z nim kilka minut i kiedy wreszcie udało mi się dorwać to świństwo, zrzuciłam je na ziemię od razu zeskakując na to z murku. Chwyciłam ponownie napój i ruszyłam przed siebie obracając przodem do Zayna.
Przeszywał mnie wzrokiem, jakby miał ochotę zrobić ze mną coś co nigdy i tak nie miało by miejsca. Jesteś za straszna Amy, aby mu przypaść choćby do gustu. Ciesz się, że w ogóle z tobą rozmawia.
-Zagramy w "5 pytań do"?- stanął tuż przy mnie. Kiwnęłam głową pozwalając mu zaczynać. - Czemu nie zjadłaś śniadania nad którym spędziłem tyle czasu? I nie, nie przyjmuję odpowiedzi, że nie byłaś głodna.
-Ale ja naprawdę nie byłam głodna- zatrzymałam się gwałtownie.
-Amy- nie powinien na mnie tak patrzeć.
-Chcesz wiedzieć- można powiedzieć, że "wybuchłam", choć nie krzyczałam, nie robiłam nic z tych rzeczy, w głębi duszy nawet miałam mu ochotę powiedzieć- spójrz na mnie- zrobiłam krok do tyłu tak, by mógł objąć mnie całą wzrokiem- spójrz na uda, brzuch, ramiona... to wszystko obrasta gruba warstwa tłuszczu. Ciężkiego, strasznie ciężkiego. To są miliony kalorii odkładane przez lata. To nie jest piękne, ładne.... to nawet nie mieści się w przedziale "ujdzie". To jest po prostu ohydny tłuszcz, coś czego nie powinno być na moim ciele. Coś przez co cały czas jestem sama, nie mam nikogo.
Zamilkłam na chwilę chowając twarz za kurtyną ciemnych włosów. Nawet nie zwróciłam uwagi, że zaciskam mocno pięści.
-Każdy pieprzy, że w dzisiejszych czasach ludzie patrzą tylko na charakter, że tylko on jest ważny. Że wystarczy wyglądać schludnie i zadbanie, i to czy nosisz markowe ciuchy nie gra żadnej roli. Głupota. Każdy zwraca uwagę na wygląd, bo to jest pierwsze co widzisz w człowieku. Dlatego tylu ludzi jest samotnych, bo są albo "za grubi", a kiedy osiągną to co chcieli, są "za chudzi", albo nie mają najnowszego modelu nike, aby wszystkim zaimponować . To jest cała prawda. To jak wyglądasz oddziałuje na całe twoje życie. Na to czy masz przyjaciół, znajomych czy kogoś z kim możesz dzielić każdą chwilę. Czy jesteś sam czy nie.- Złapałam głęboki oddech- Idzie się domyślić, że nie należę do tej uprzywilejowanej grupy, więc muszę coś z sobą zrobić, aby zdobyć w końcu, kogoś z kim mogłabym po prostu porozmawiać, kogoś kto nie wstydził by się ze mną pokazać. Do tego potrzebuję nowego ciała, a to wszystko co mnie obrasta, tylko mi w tym przeszkadza. Jestem straszna, ohydna i wiem, że może to brzmieć jak jedno wielkie użalanie się nad sobą, ale tak właśnie jest.
Nie odpowiedział, nie byłam pewna czy zrozumiał to co chciałam mu przekazać. Nie zaprzeczył... mówiłam jesteś nikim.
-Kim był facet z klubu?- ruszyliśmy dalej.
-Jakiś szef taty chyba- zwilżyłam gardło kawą.
-Skrzywdził cię kiedyś?
-Nie, co to za pytanie.
-A twój tata? Uderzył cie kiedykolwiek?
-Zayn- uderzyłam go delikatnie w ramię- to mój ojciec, nie zrobił by czegoś takiego- mój głos ewidentnie ucichł. Zauważyłam jak marszczy nos i cicho prycha okazując tym samym, że wie, iż nie mówię prawdy- Może raz.
-Tylko wczoraj? Amy, proszę nie żartuj sobie ze mnie.
-Nie żartuję, idziemy na jakiś film?
Skinął niemrawo głową. Do kina doszliśmy w ciszy, cały czas zaciskałam piąstki pod rękawami bluzy. Wiatr targał moje włosy w każdą z możliwych stron, ale nie miałam ani siły, ani ochoty by je co chwila poprawiać. Kupiliśmy chyba z trzy paczki kwaśnych żelków i stanęliśmy przed puszczanym dzisiaj repertuarem.
-Leci "Mroczny rycerz"- stuknęłam palcem w tytuł filmu- mamy jakieś 10 minut, zdążymy.
-Lubisz takie filmy?- uniosłam oczy do góry.... Czy to naprawdę takie dziwne? Nienawidzę komedii romantycznych, ani nic podobnego typu, są nudne i przewidywalne- Skoro chcesz, panie przodem.
Przepuścił mnie nad swoim ramieniem, usiedliśmy w środkowym rzędzie, całkowicie przed wielkim ekranem. Dopiero kiedy zgasły światła dotarło do mnie gdzie jestem.
Zayn Malik i ja w kinie.
Parsknęłam tuż przed napisami początkowymi, ale już przy pierwszych dźwiękach muzyki dusiłam w sobie z uporem cały śmiech, co spowodowało tylko, że trzęsłam się nieustannie.
-Chciałbym mieć twoje poczucie humoru- mruknął cicho posyłając prawdziwy uśmiech.
-Nie, nie chciałbyś- ponownie parsknęłam tym razem ciszej i dopiero kiedy zaczęły się pierwsze dialogi odetchnęłam z ulgą i zatopiłam się w fabule.

***

~Zayn P.O.V.

-Nie był taki zły- po prawie 3 godzinach wyszliśmy z kina.
Amy cały czas mnie ciekawiła. Kto normalny się śmieje podczas, gdy ludzie umierają na ekranie? albo podczas sztuczki z ołówkiem? Jednak coś mi w niej nie pasowało. Cieszyłem się kiedy się śmiała, był to cudowny śmiech, prawdziwy. Mimo to, nie mogłem się skupić na niczym konkretnym od kiedy powiedziała mi dlaczego nie je więcej niż musi. Może i ma rację, ludzie zwracają uwagę na wygląd, ale... przecież ona jest taka chuda, krucha i...
-Wracamy?- jak zwykle chowała dłonie pod rękawami nawet na mnie nie patrząc.
Wcisnąłem jej całą paczkę żelków do ręki i patrzyłem tak długo, do półki nie wyciągnęła jednego. Trzymała pomiędzy palcami długą nitkę otoczoną w kwaśnej "soli", wpatrując się w nią wybuchła ponownie śmiechem i przystawiając mi do oczu wybełkotała coś niezrozumiałego.
Nastąpiła chwila ciszy. Na blade policzki wkradł jej się szkarłatny rumieniec.
-Zayn! Puszczaj!- przewiesiłem ją przez bark i zacząłem iść drogą powrotną, czułem jak uderza piąstką w moje plecy, ale było dobrze. Czułem jej ciało przy swoim, czułem kości, mięśnie, chłód odkrytej skóry.- Ej, to nie fear!
Na dworze było już ciemno. Ciemne chmury idące nad miastem i pora roku sprawiły, że nastąpiło to dość szybko. Szedłem równym tempem, a Amy w połowie drogi dała sobie spokój i już się nie wyrywała. Cały czas coś opowiadała, coś zupełnie bez sensu, czułem, że powoli, powoli ale jednak otwiera się przede mną. Nie wiedziałem tylko dlaczego wprawiało mnie to w coraz lepszy nastrój, a sprawa z rana ginęła gdzieś w niepamięci.
-Nie będzie dzisiaj gwiazd...- mruknęła cicho. Podniosłem głowę- więc będzie smutno.
-Dlaczego?- odstawiłem ją przed drzwiami, by mogła otworzyć zamek.
-"Niebo zawsze, gdy jest smutne chowa przed nami to co piękne". Babcia zawsze tak mówiła.
Ustaliliśmy, że przygotuję coś na kolację, a potem zagramy na xbox'e, który kiedyś dostała. Ta dziewczyna zadziwiała mnie z każdą sekundą, stawała się coraz bardziej idealna. Przeskakiwała po dwa stopnie na raz, kiedy szła się przebrać. Właśnie wykładałem chleb na tosty, kiedy usłyszałem przeraźliwy krzyk.
Bez zastanowienia zacząłem biec, niemal przewracając się przez własne nogi.
-Amy, co...
Urwałem. Przyciągnęłam ją do siebie ilustrując cały pokój. Był zdemolowany do granic możliwości. Wszystko wyciągnięte z szafek, wazon z kwiatami rozbity razem z całą resztą szklanych ozdób. Wyrwane drzwiczki, zniszczone książki, zeszyty, porwane ubrania, w rogu roztrzaskana gitara.
Winter odkleiła się ode mnie powoli i weszła głębiej do pomieszczenia przykładając dłoń do warg. Widziałem nabiegające łzy do oczu. Wszedłem tuż za nią, przekładając wzrok z dziewczyny na wielki czerwony napis na ścianie.
"Dorwiemy cię i tę dziwkę"
-Chodź- próbowałem wyprowadzić ją z pokoju, ale przystanęła nad gitarą. Ujęła jedną z przerwanych strun- Amy... chodź.
Ponownie chwyciłem ją do góry. Przywarła jak małe dziecko.
-Zniszczyli wszystko- szeptała mi do ucha.- Gitara...
Słyszałem jak łamie jej się głos, powstrzymywała łzy wbijając paznokcie głęboko w moją skórę.
-Zabiję sukinsynów, obiecuję.
Usiadłem na kanapie umieszczając ją na kolanach, w jednej chwili zsunęła się na miejsce obok, podkurczając kolana bardziej do siebie. Nie wiedziałem co mam zrobić, byłem bezsilny. Najchętniej wyszedłbym teraz, dorwał Chrisa i zabiłbym go w najgorszy z możliwych sposobów, ale nie mogłem jej zostawić.
Wstałem z kanapy i ruszając do kuchni zaparzyłem herbatę. Bez przerwy napinałem i rozluźniałem mięśnie. Podałem napar w drobne dłonie i poczekałem, aż wypije wszystko. Cisza, która panowała między nami była porażająca. Położyła głowę na moich kolanach i zamknęła mocno powieki.
-Dlaczego to zrobili?
-Nie wiem- zagryzłem wargi wtapiając palce w ciemne włosy.
Zasnęła... Delikatnie odłożyłem jej głowę na poduszkę i przykryłem kocem. Wyjąłem jedną z fajek zapalając ją i zaciągnąłem się jak najmocniej. Wyszedłem na dwór siadając na schodach przed wejściem.
-Niall musimy pogadać.
-Kiedy?-głos blondyna dobiegł z drugiej strony połączenia, kiedy przez furtkę przeszedł znajomy mężczyzna.
-Jak najszybciej, nie mogę gadać.- Rozłączyłem się w kolejnej sekundzie wstając przy tym- Spieprzaj stąd.
Gościu z klubu spojrzał na mnie, nie cofnął się nawet o krok. Podszedłem do niego jak najbliżej wyrzucając fajkę na ziemię.
-Czego od niej chcesz?- wycedziłem przez zęby.
-Ta suka jest moja- uniosłem rękę i zamachnąłem się z całej siły, zatoczył się, ale nie upadł- Chris miał rację, jesteś zwykłym gówniarzem. Był zakład... Jeszcze będą ją pieprzyć na twoich oczach.- Patrząc w oczy uderzył palcem w środek mojej klatki piersiowej.
Wymierzyłem kolejny cios i jeszcze jeden. Dopiero kiedy poczułem zapach krwi przestałem.
-Spieprzaj stąd i radzę ci się tu nie pokazywać- podniosłem go za koszulę wyrzucając na chodnik za posesję domu.
Widziałem jak siada za kierownicą jakiegoś samochodu i krzywo odjeżdża.
-Z kim rozmawiasz?
W wejściu stanęła Amy, w bosych stopach, z kocem na ramionach i zaczerwieniałymi polikami.
-Niall dzwonił- usiadła w miejscu, które poprzednio ja zajmowałem- dlaczego nie śpisz?
-Nie było cię- szepnęła- znalazłem się tuż obok niej- kto to zrobił?
-Mam nadzieję, że nigdy ich nie poznasz.
Zaczęła wyginać palce w różne strony i krzyżując kostki spojrzała w górę.
-Niebo jest dzisiaj smutne.

5 komentarzy:

  1. Biedna Amy :( Tak mi teraz smutno.... ale szczerzę boję się tego co może zrobić Zayn i pytanie co tam robił ten cały facet? Czego on kuźwa chce od mojej Amy!!! No jakiś yyy...
    Ślicznie piszesz mała xD i czekam na więcej, a potem na jeszcze więcej :)
    Coma <3 <3 Jeden z najlepszych zespołów ever <3
    I co to za " :('' to już mi się mniej podoba.... Mała uśmiechu :)
    Życzę weny i czekam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział jesteś boska nie mogę doczekać się nexta ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Ślicznie czekam na następny szybko :) cudo *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu rycze, piszesz świetnie i nie moge przestać czytać :D

    OdpowiedzUsuń