sobota, 19 grudnia 2015

Rozdział 11- Teraz się mnie nie pozbędziesz.

Wydaje mi się, że jestem winna Wam jakieś wyjaśnienia... Przepraszam, że nic tutaj się nie pojawiało przez jakieś trzy tygodnie... Otóż... Jak każdy pewnie wie, są ludzie i taborety, czasami zdarzają się nawet klamki- jak mówi moja znajoma.
Będąc z Wami szczera to, jestem osobą, która bardzo łatwo traci jakąkolwiek dobrą ocenę o sobie. Chodzi mi tu o to, że naprawdę niekiedy wystarczy kilka słów od konkretnej osoby, a potrafię na długo zamknąć się w sobie... Nie mówię tutaj o kimś kto jest znajomym, czy kogo pierwszy raz na oczy widzę. Ja ogólnie mam dość niską samoocenę xD i czasami zapewne nie jako jedyna nie mam ochoty wychodzić z domu. (Tylko, żeby nikt teraz nie pomyślał, że nie może tutaj napisać złego słowa, jeśli chodzi o krytykę co do mojego pisania biorę wszystko pod uwagę, ale szybko to ze mnie spływa:))
I pomijając cały ten temat, przepraszam, że nie było mnie tak długi czas, a przychodzę do Was tylko z taki czymś.
I tak pomyślałam może ktoś ma Tumblr? Jeśli tak zostawcie linki na dole, z chęcią zajrzę :)
______________________________________

Zamknęłam ponownie mocno powieki, by po chwili unieść je ku górze. Przed łóżkiem klęczał Zayn wpatrując się w moje oczy. Fala wspomnień z poprzedniego dnia uderzyła z zdwojoną siłą.
"Jaki ojciec sprzedaje własną córkę?"
Usiadłam ignorując całe otoczenie i umieściłam bezwładnie obie dłonie pomiędzy nogami skrzyżowanymi w kostkach. Zasłoniłam twarz ciemnymi włosami, pozwalając ujść powietrzu z płuc. Korzystając z kurtyny włosów odmalowałam uśmiech na ustach i zwróciłam się w stronę mulata.
-Wszystko w...
-Tosty?- powiedziałam siląc się na wesoły ton. Pochyliłam się ponad jego ramieniem chwytając jedną kromkę z tacy. Nie minęła sekunda, a już nie było po niej śladu.
Chwyciłam następną, hamując płacz jedzeniem. Już miałam ugryźć kolejny raz przypieczony chleb, kiedy Malik chwycił mój nadgarstek. Spojrzałam w ciemne tęczówki, które niespokojnie błądziły po mojej twarzy.
-Amy, co...
-Nic- w jednej chwili wyrwałam nadgarstek z powrotem wpakowując całą pozostałość tosta.
-I myślisz, że to mi wystarcza?
Gwałtownie wstał podchodząc do samego dołu łóżka i pociągnął za moje kostki tak, że wyłożyłam się na plecy. Ledwo co zdążyłam połknąć to co miałam w ustach, kiedy znalazł się tuż nade mną, usilnie zaciskając stalowy uścisk na obu dłoniach. Leżałam pod nim próbując wyrwać się z tej "pułapki", ale Zayn nawet się nie wzruszył widząc moje starania.
-Puszczaj!- warknęłam pod nosem.
Czasami nie potrafiłam sama siebie zrozumieć, mogę zasypiać z błogim nastrojem i budzić się z "żądzą krwi" bez najmniejszego powodu. Tym razem pobudzała mnie świadomość czynu ojca i strach. Strach, który pojawił się nie wiadomo skąd. Jakby dopiero dzisiaj, dzień po tym co się działo wczoraj, wszystkie informacje i zdarzenia do mnie dotarły.
-Winter, albo powiesz mi o co chodzi, albo nie ręczę za siebie- wydusił przez zaciśnięte zęby.
Był idealny. Kakaowe tęczówki pociemniały, nagi tors opleciony jedynie cienką warstwą bandaża poruszał się równomiernie. Napięte mięśnie na ramionach podtrzymywały całą jego osobę tuż nad moim ciałem, a nogi zostały umieszczone w taki sposób, abym nie mogła poruszyć swoimi. Krucze włosy opadały gładko w dół, szczęka wyraźnie się zacisnęła ukazując ostre rysy kości policzkowych.
-Boję się...- wyszeptałam.
Jego oczy powiększyły się odrobinę, w tęczówkach coś błysnęło, napiął mięśnie jeszcze bardziej i milczał.
-Nie masz powodu.
-Nie?! Zayn,  to wszystko co się działo wczoraj? Zdemolowali mi pokój, pobili Nialla...
-Skąd...?- skąd wiem? przecież nie trudno było się domyślić, po tym wszystkim co ostatnio się działo...
 -Zayn, oni cie zranili!- na te słowa łzy zaczęły żłobić ścieżkę na skórze, od kącików oczu, przez skroń, by zniknąć w jasnej pościeli.- Jak nie mam się bać?
Wpatrywał się we mnie przez chwilę ciszy. Prężył i rozluźniał mięśnie co jakiś czas, aż w końcu poprzestał na tym drugim. Pochylił się przekręcając delikatnie głowę w prawo i scałowując łagodnie mokry ślad z tej strony szeptał.
-Nie powinnaś się bać- powolnie zjeżdżał z pocałunkami wzdłuż linii szyi, aż zatrzymał się w jej zagłębieniu- teraz jesteś moja... tylko moja- wzdrygnęłam się, gdy wbił mocno zęby w skórę, podrażniając ją i tym samym niewątpliwie mnie oznaczając- bądź moja... proszę.
Mruczał przyjemnie przy każdym wypowiedzianym słowie. Gdyby nie te dłonie, które cały czas krępowały moje ruchy, z największą rozkoszą zatopiłabym palce w miękkich włosach. Płuca przesiąkały jego zapachem wywołując niekontrolowane ciarki płynące wzdłuż kręgosłupa. Żołądek, co chwila zaciskał się z wielką siłą, nie odpowiedziałam nic... nawet nie wiedziałam co mogłabym mu odpowiedzieć. Malik zjechał wargami na wystający obojczyk umieszczając na jednym z jego skrajów pocałunek, a następnie tworząc ledwo co wysuniętym językiem mokry ślad wzdłuż kości.
-Nie pozwolę by stała ci się jakaś krzywda, słyszysz?- mocniej wbił palce w moją skórę, krzyknęłam w duchu.
Oddychałam coraz szybciej, kiedy wolno umieszczał twarz tuż nad moją. Wpatrywał się w moje oczy nie wykonując żadnego ruchu. Zawisł kilka centymetrów ode mnie, co po kilku sekundach zaczynało irytować. Nie zważając na ból wywołany wygięciem barków, uniosłam plecy pozostawiając przytrzymywane ramiona na pościeli. Wczepiłam się własnymi wargami w jego. Przez sekundę przeszła mi myśl jak zabawnie muszą wyglądać. Jego pełne, wyraźne i  moje wyblakłe.
Nie puszczał nadgarstków, ale pochylił się niżej tak, że mogłam położyć obolałe łopatki. Całował tak jak wczorajszego wieczoru. Mocno i brutalnie, ale oddając przy tym tyle emocji, ile w tym momencie w sobie posiadał. Wbijał usilnie moje ciało w materac nareszcie rozluźniając uścisk. Opadł delikatnie na moje ciało przygniatając je po części swoim, tak bym nie mogła mu uciec. Przesunął jedną z rąk przez moją szyję, ramię, żebra, dochodząc w końcu do biodra, w które wkuł się paznokciami. Pisnęłam cicho na co ukazał uśmiech.
Przerwał na chwilę nasz kontakt, by dać szansę obojgu do nabrania powietrza. W tym samym czasie przyłożył usta po drugiej stronie szyi tworząc takim samym sposobem kolejną malinkę. Do pierwszej z rąk dołączyła druga i nie wiem jakim sposobem uniósł moje biodra na trzy centymetry tak, że nasze ciała poniżej pasa stykały się bez najmniejszej przerwy. Na ten gest wypuściłam głośno powietrze z ust odchylając głowę do tyłu.
-Zayn- na dźwięk mojego głosu mruknął coś i ponownie ustawił twarz nad twarzą. Ciemne tęczówki szukały jakiejkolwiek oznaki niepewności, a ja chciałam po prostu na nie patrzeć... godzinami, latami, jak najdłużej.- Już nic.
Ostatni raz musnął moje wargi.
-Wyjdziemy gdzieś dzisiaj?- założył kosmyk włosów za ucho.
Skinęłam głową. Wstał biorąc mnie za rękę, niepewnie po raz pierwszy dzisiaj położyłam nogi na zimnej ziemi. Mulat okręcił mnie wokół własnej osi tak, że plecy zetknęły się z jego torsem. Nachylił się przygryzając subtelnie płatek ucha.
-Teraz się mnie nie pozbędziesz.

***

Nieprawdziwy mógłby się wydawać fakt, że od rana nadal paliło mnie całe ciało. Bez przerwy czułam dłonie Malika błądzące po skrawkach odkrytej skóry.  Nawet w tym momencie jego duża dłoń zaciskała się na moim kolanie od czasu do czasu przerywając dotyk, by zmieniać biegi.
-Mam nadzieję, że Harry jest już gotowy- zajechał w jakąś ciemniejszą uliczkę parkując na teranie jakiejś dużej posiadłości.-Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak długo potrafi układać te swoje loki.
Z jakiegoś powodu wyobraziłam sobie Stylesa z papilotami wokół tych kasztanowych kosmyków. Parsknęłam śmiechem, który wywołał niekontrolowane drgawki w moim ciele. Oparłam się o okno umieszczając bose stopy na jego nogach.
-Gdzie jedziemy?- wystukiwał palcami rytm na kierownicy, w końcu wciskając przycisk na jej środku. Na zewnątrz wybrzmiał głośny dźwięk samochodu.
-Znajomy ma klub na obrzeżach Londynu i ... już są.
Wykręciłam głowę, by spojrzeć przez szybę. W naszą stronę szedł Harry z Niallem. Oby dwoje byli jacyś inni. Jasne włosy Nialla były naprawdę roztrzepane, a koszula pomimo chłodnego wiatru na wpół rozpięta. Nie byłam pewna, ale wydawało mi się, że usta miał dziwnie zaczerwienione i w jakiś sposób nabrzmiałe.
Harry otworzył drzwi przepuścił przodem Horana, który usiadł za siedzeniem Malika. Oddychał niespokojnie, jakby z przyspieszeniem. Zaraz obok niego znalazł się lokowaty, przywitał się i po kryjomu położył dłoń na szczupłym kolanie blondyna. Uśmiechnęłam się pod nosem kiedy zauważyłam cień różu na jego policzkach.
Z głośników wydobyło się "Talk Dirty", zaczęłam cicho śpiewać, ale kiedy dwójka z tyłu się dołączyła razem wykrzykiwaliśmy refren.
-Talk dirty to me - na słowa, które wydobyły się ze mnie, na twarzy Zayna pojawił się cwaniacki uśmieszek.
-Jesteśmy- wyłączył muzykę,  jęknęłam z niezadowoleniem.
Z powrotem nałożyłam trampki i wysiadłam z pojazdu. Czekałam, aż reszta zrobi to samo i w końcu ruszyliśmy w stronę dobrze oświetlonego budynku. Już tutaj słyszałam mocne basy zza jego murów. Zayn chwycił moją dłoń splatając razem nasze palce. Szłam krok za nim chowając się połowicznie za jego plecami w chwili omijania zdenerwowanego tłumu, kiedy nasza czwórka przekroczyła bramkę poza kolejką.
W pomieszczeniu rozchodził się zapach alkoholu pomieszanego z potem młodych ciał, doszliśmy do baru, gdzie Harry, Niall i ja otrzymaliśmy kolorowe trunki. Upiłam kilka pierwszych łyków czując rozchodzące się ciepło po wszystkich komórkach.
Po godzinie ruszałam biodrami z uśmiechem. Nie kontrolowałam do końca swoich ruchów, ale sprawiały mi ogromną radość. Nie przerywałam kontaktu wzrokowego z oczami mulata, kiedy oparty o krawędź blatu uważnie śledził każdy mój ruch.
Zaśmiałam się cicho widząc jak podchodzi i mocno trąca łokciem bruneta z długimi włosach związanych w kucyk. Przyciągnął moje ciało stykając razem mocno nasze tułowia.
-Nie podoba mi się zbytnio jak wszyscy się na ciebie gapią. Jesteś moja.
Zjechał niżej opuszkami po przylegających jeansach zatrzymując się na pośladkach, które ścisnął. Pisnęłam cicho na co jego klatka piersiowa zawibrowała.
-Tak się zastanawiam-kołysaliśmy się w rytm muzyki- Czy Harry i Niall...?
-Tak-mruknął- przeszkadza ci to?
-Nie-raptownie zaprzeczyłam kręcąc na potwierdzenie tego głową- A gdzie oni w ogóle są?
Rozejrzałam się dookoła szukając wzrokiem burzy loków, bądź niebieskich tęczówek. Zamiast tego spostrzegłam dziwnie wyglądającą twarz. Mężczyzna był wysoki, z wielkimi barkami, zaciskał mocno szczękę. Zaczął iść w naszą stronę, przysunęłam się bliżej chłopaka i wczepiłam palce w jego włosy.
-Zayn, albo mi się wydaje, albo on cię szuka-powiedziałam wymarzonym głosem, nie będąc pewna czy to co widzę jest prawdą, czy tylko złudzeniem wywołanym przez alkohol.
-Idziemy- powiedział twardo zabierając ręce z mojego pasa. Zaplótł razem nasze dłonie i pospiesznie wyszliśmy na dwór.- Mamy kłopot.
Harry i Niall odskoczyli od siebie jak oparzeni. Horan siedzący na metalowej barierce obrócił głowę tak, aby nasze spojrzenia się nie spotkały. Zimne powietrze smagało mną jak chciało, cały czas kiwałam się to w lewą, to w prawą stronę. Styles szybko dyskutował coś skrycie z Malikiem, a ja wbijałam pijany wzrok w blondyna. Jego wargi były krwiście czerwone i ciężko drżały. Uśmiechnęłam się na myśl, że przecież jesteśmy w tym samym wieku.
-Ej spokojnie-mruknęłam trącając go w bok.
-Ty nie masz nic...
-Nie, jesteście nawet słodcy- zaśmiałam się cicho.
Posłał mi szczery uśmiech. Drzwi wejściowe ponownie się otworzyły i stanął w nich ten wielki mężczyzna. Nie zdołałam mrugnąć, a Harry wymierzał mu w nos mocne uderzenie. Niall chwycił mnie za koszulę i zaczął biec w stronę samochodu. Tuż za sobą słyszałam szybki bieg Zayna i przyspieszony oddech Harrego. Wpadliśmy do czarnego Bugatti i z chwilą zamknięcia się ostatnich drzwi ruszyliśmy z piskiem opon.
Nie wiem gdzie jechaliśmy, ale prędkość, którą nabieraliśmy wbijała ciała w fotele. Wciskałam paznokcie w siedzenie czując wymioty podchodzące do gardła . Alkohol powoli wyparowywał z tętnic, spojrzałam na boczne lusterko. Za nami podążało auto z prędkością porównywalną do naszej.
-Zayn- nie odpowiadał- Zayn zwolnij- przed oczami widziałam jak w końcu na którymś z zakrętów się rozbijamy- Zayn proszę...
Spod powiek wypłynęły słone łzy.
-Spokojnie Amy, wie co robi- głos blondyna kół w moje bębenki.
-Chce wysiąść, teraz, proszę- wpadliśmy w ostry zakręt. Uderzyłam głową w twardą szybę.
Syknęłam z powodu wywołanego bólu. Ciemne oczy Malika na sekundę opuściły jezdnię i lusterka. Usłyszałam strzał i w następnej chwili tylna szyba rozprysła się na miliony kawałeczków. Krzyknęłam.
-Kuźwa...
Do uszu dobiegł mnie dźwięk odbezpieczający pistolety i kiedy spojrzałam przez ramię, widziałam jak siedzący na tylnych siedzeniach chłopacy strzelali do pojazdu trzymającego się blisko nas. Oddychałam szybko, nie wiedząc co się dzieje, panika zaczynała ogarniać mój umysł.
-Nic ci się nie stanie słońce, spokojnie.
Słowa Zayna nie docierały do mnie. Podsunęłam nogi pod samą brodę i zamknęłam oczy błagając w duchu, aby to wszystko się skończyło.

5 komentarzy:

  1. Jeden z najlepszych! :* kocham <3 kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział, z niecierpliwością czekam na kolejny :*
    I życzę dużo dużo weny.<3
    A no i wesołych Świąt już tak na zapas :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo!!!!!!!!!!!
    Czekam na next!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow, to sie porobiło.. Biedna Amy ciągle w stresie.
    Rozdział fajny, lekko i przyjemnie się czytało. Zayn jest bardzo opiekuńczy w stosunku do niej, ciekawe jak zakończy się końcowa akcja. Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam Asiek :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały rozdział. Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń