niedziela, 24 stycznia 2016

Rozdział 15- Jesteśmy... niczym.

Przepraszam za przerwę. Ogarnął mnie całkowity brak motywacji. Wiem co chcę napisać, jakie emocje przekazać, ale nie podoba mis ie zbytnio w jaki sposób to ubieram w słowa... Mam nadzieję, że następne rozdziały będą się pojawiać szybciej. Nie pamiętam czy kiedykolwiek to robiłam, mam nadzieję, że nie i będzie to pierwszy raz, ale tym razem proszę każdego kto to czyta o najkrótszy komentarz nawet gdyby miała być to tylko ".".  Nie chcę porzucić tego bloga, ale brak motywacji raczej nie pomaga mi w jego prowadzeniu. Mam nadzieję, że zrozumiecie.

_______________________________________
Fala duszności przeszywa moje ciało paraliżując je. Nawet przez sen słyszę swój krzyk. W końcu gwałtownie otwieram oczy odrzucając pościel i nabieram powietrza.
-4:30 - na myśl o dzisiejszym dniu szkolnym robi mi się nie dobrze. Jakby na to nie patrzeć przez to wszystko co działo się ostatnio opuściłam całe dwa tygodnie wagarując, więc nie mam wyboru.
Odliczam światła biegnące po suficie przez niezasłonięte okno zdając sobie sprawę, że już nie zasnę. Idę do łazienki, obmywam twarz, szczotkuje zęby i włosy, które od razu związuje w kitek. W dużym lustrze dokładnie oglądam całe ciało. Po tym całym czasie od porwania fioletowe plamy zaczynają dopiero wolno ustępować, ale obolałe żebra nadal przeszywał ból przy każdym dotknięciu. Podeszłam bliżej blatu opierając na nim dłonie. Nie widziałam go od tygodnia...
Spójrz jak wyglądasz, znudziłaś mu się. Biedna, głupia Amy. Co ty sobie myślałaś? Kilka ładnych chwil, trochę troski, a ty już jesteś na każde zawołanie.  Jesteś nikim dla niego Amy. Nikim.
Odrzucam od siebie cały żal i zakładam ciepłe spodnie spodnie oraz bluzę. Zanim ktokolwiek mnie spostrzeże z słuchawkami w uszach zbiegam po schodach i ubieram buty. Mam kilka godzin by wyjść do szkoły dlatego nie mam zamiaru ich spędzić siedząc w domu skoro i tak nie mogę spać.
Założyłam nauszniki i rękawiczki ciesząc się, że pomimo pierwszego tygodnia grudnia temperatura nawet nie spadła poniżej zera i o śniegu na razie nie ma mowy.
Przez obolałe nogi od dłuższego czasu nie biegałam i dopiero po pierwszych 100 metrach zdałam sobie sprawę jak bardzo mi tego brakowało. Jak brakowało mi tej ucieczki przed tym wszystkim. Zaciągam się mocno świeżym, zimnym powietrzem pozwalając energicznej muzyce nadać tępo biegu. Stopy równo odbijają się od mokrego chodnika, a dopiero co wschodzące słonce rzuca pomarańczowe promienie. Bez najmniejszej przerwy czy zwolnienia przebiegam stary park, który o takiej porze pomimo pięknego wschodu nadal owiany jest swoją brzydotą.
Zayn. To tu go spotkałam po wymknięciu się z domu. Gdzie on może być i dlaczego się nie odzywa?
Moje własne myśli zaczynają mnie denerwować, więc jak najszybciej wymijam pamiętną ławkę i ruszam przed siebie.
-Auu... Czy mógłbyś uważać jak chodzisz?- taki śmiech może mieć tylko jedna osoba, nie wiem tylko czy mam się złościć, czy cieszyć.- Harry?
-Cześć mała- lokowaty wyciągnął rękę w moją stronę oferując pomoc przy wstaniu.- Co tutaj robisz o takiej porze?
-Nie widać? Biegam- otrzepałam tył swoich pleców na ile było to możliwe i spojrzałam w głęboką zieleń.- A ty?
-Nie widać? Stoję- posyła mi cwaniacki uśmieszek. Wypuściłam głośno powietrze unosząc oczy ku gorze.- Haha no nie bądź taka, czekam na Liama mamy coś do załatwienia- delikatnie odpycha mnie palcem- Musisz się cieszyć, Malik dzisiaj wraca. Biegasz, żeby mieć kondycję... dla niego?
Porusza zabawnie brwiami i zapewne wybuchłabym śmiechem gdyby nie pewna informacja. Wyjechał? Wyjechał i nic nie powiedział? Ani słowem.
Styles spostrzegł moją reakcję i zawiesił na mnie spojrzenie. Potrząsnęłam delikatnie głową, by pozbyć się kołatających myśli. Przez tyle czasu zastanawiałam się co takiego zrobiłam źle, że się nie odzywa, a on po prostu wyjechał.
-Heej, mała. Na pewno nie chciał cię martwić i...
-Nie jesteśmy małżeństwem- staram się na lekki ton posyłając mu uśmiech choć w głębi duszy wiem, że nie dał się oszukać - Muszę biec dalej.
-Amy- Harry złapał silnie moje ramię zwracając z powrotem w swoją stronę- nie wiedziałem, że nie wiesz... Jesteś pierwszą dziewczyną o którą Malik się tak troszczy. Nigdy go nie widziałem w takim stanie jak przez te dwa dni kiedy cię przy nim nie było. Byłem pewny że wiesz o wszystkim i proszę cię...
-Najwyraźniej coś ci umknęło- posłałam mu szeroki uśmiech- Nie martw się, przywykłam. Teraz naprawdę muszę biec.
Uwolniłam się od jego dotyku od razu ruszając przed siebie.
-Pozdrów Nialla- rzuciłam przez ramię znikając mu z pola widzenia.

***

Stojąc przed wejściem do szkolnego budynku poczułam niesmak w ustach. Nie miałam najmniejszej ochoty by znaleźć się w środku. Na dworze znacznie się ochłodziło przez co zaczęłam żałować decyzji mojego ubioru. Po raz pierwszy przyszłam w spódniczce i musiałam wybrać akurat taką pogodę. Poprawiłam czarny materiał i podciągnęłam nieco wyżej ciemne podkolanówki.
Idąc korytarzem czułam nieliczne spojrzenia ludzi, których pierwszy raz w życiu zauważałam. Wyciągnęłam z szafki potrzebne podręczniki i wrzuciłam je do torebki zmierzając od razu na literaturę.
Z nadzieją, że jest pusta przekroczyłam próg klasy. Jak to się stało, że Jake, największa zakała tej szkoły po raz pierwszy się nie spóźnił? Przebiegł wzorkiem po całym moim ciele uśmiechając się zza palców przyłożonych do ust. Zaciągnęłam niżej rękawy bordowego swetra i ruszyłam w stronę miejsca przy oknie na samym tyle. Odnajduje po drugiej stronie kakaowe tęczówki uważnie śledzące moje ruchy, szybko odwracam spojrzenie i siadam na twardym krześle.
Po kilku minutach wpatrywania się w okno słyszę głos profesora Denna, więc wracam do rzeczywistości i bezwiednie  zwracam głowę ku Zaynowi. Nadal przygląda się mojej osobie. Zaciskam mocniej nogi razem i jeszcze bardziej zsuwam rękawy. Na ten gest bezgłośnie się śmieje co pozwala mi się odrobinę rozluźnić.
-Dobrze zaczynamy, dzisiaj zajmiemy się zagranicznymi autorami, otwórzcie tekst na stronie 148.
Otwieram książkę w podanym miejscu i staram się zatopić w znaczeniu wiersza.

Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu,
kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię przegięciu,
gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie
i wargi się wilgotne rozchylą bezwiednie.
Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi,
gdy wpija się w ramiona palcami drżącemi,
gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem
i oddaje się cała z mdlejącym uśmiechem.
I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania
przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania
zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia,
gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia.
Lubię to - i tę chwilę lubię, gdy koło mnie
wyczerpana, zmęczona leży nieprzytomnie,
a myśl moja już od niej wybiega skrzydlata
w nieskończone przestrzenie nieziemskiego świata.

(*Kazimierz Przerwa-Tetmajer)

Wiersz miał w sobie coś specyficznego, wróciłam do niego jeszcze raz ignorując tłumaczenia nauczyciela.
-Czuję, że będę tego żałował, ale słucham Jake- na chwilę podniosłam głowę dostrzegając siedzącego chłopaka pod ścianą o którą opierał plecy.- O czym według ciebie myślał poeta?
-To chyba oczywiste, że o Winter i jej nogach.
Przez klasę przebiegł pomruk śmiechu i krzyk Denna, wbiłam wzrok w tekst przed sobą zasłaniając nabiegłą krwią twarz włosami. Do końca lekcji nie uniosłam spojrzenia cały czas powtarzając w myślach zdanie, które powiedział.
Na dźwięk dzwonka zerwałam się z miejsca i przykładając książkę do piersi wypadłam na korytarz zapełniony już tłumem ludzi. Dopiero przy szafce pozwoliłam sobie na głębszy oddech. Chwilę spoglądałam w przestrzeń przed sobą i w końcu zamknęłam z trzaskiem drzwiczki.
Ruszyłam do kolejnej klasy, wyszłam zza rogu przy łazienkach i wtedy coś wepchnęło mnie do męskiej toalety. Prawie potknęłam się o własne nogi, zanim otworzyłam oczy przeczuwałam kto to może być. No tak nie może się ze mną pokazywać w takim miejscu jak szkoła.
-Czego chcesz Zay... Jake?- rozszerzyłam źrenice na widok wysokiego blondyna w skórzanej luźnej kurtce.
Na jego widok straciłam całą swoja bojowość, jego uśmieszek nie przypadł mi do gustu. Zbliżył się o krok na co wbiłam mocniej plecy w umywalkę. Poczułam jedno z stłuczeń w miejscu zetknięcia ciała z ceramiką.
-Ślicznie dziś wyglądasz Winter- zbliżył do siebie nasze klatki piersiowe na co próbowałam go odepchnąć. Z siłą ujął moje nadgarstki jedną z rąk scalając je razem, drugą położył na udzie wbijając mocno w nie palce.- Nawet nie przypuszczałem, że kiedykolwiek przyjdzie mi na myśl przelecenie cię.
Na te słowa wzdrygnęłam się i kiedy poczułam jego wargi na swoich zaczęłam gwałtownie się wyrywać. Wszystko co działo się przez dwa dni z Chrisem wróciło. Cały czas było we mnie, ale dopiero ta chwila przypomniała mi jak bardzo jest jeszcze żywe. Powędrował dłonią wyżej pod spódniczkę zahaczając kciukiem o bieliznę patrząc przy tym w oczy.
Na jego dotyk zrobiłam pierwsze co przyszło mi na myśl. Poderwałam głowę do tyłu, a następnie przyłożyłam swoim czołem w jego.
-Co ci odbiło!
Odsunął się na co jak najszybciej wybiegłam z pomieszczenia. Zgarnęłam włosy do tyłu przecierając wierzchem ręki usta. Co mi przyszło do głowy? Trzeba było zostać w starych jansach i bluzie.

***

Do końca lekcji przemykałam korytarzami z jednej klasy do drugiej. Wychodziłam jako pierwsza i wchodziłam jako pierwsza, przez cały czas ignorowałam mulata i zaczepki Jakea.
Z ostatnich zajęć wychodziłam najdłużej jak tylko mogłam mając nadzieję, że cała szkoła opustoszeje zanim wyjdę z budynku. W chwili kiedy stanęłam już za oszklonymi drzwiami oparłam się o nie ponownie. Jeszcze rano spokojnie biegałam po ciemnym chodniku, teraz otacza go cienka biała warstwa śniegu.
Niskie Vansy za nic nie nadawały się na to co działo się przede mną, nie wspominając o na wpół odkrytych nogach.
-Nareszcie- byłam tak wściekła na siebie, że nawet nie zauważyłam Zayna opierającego się o murek tuż na dole schodów.- Chodź tu, wybrałaś sobie porę roku na krótkie ubrania.
Pomimo zachęcającej ciepłej kurtki, którą chciał zarzucić na moje ramiona odsunęłam się. Zmarszczył brwi.
-Nie wygłupiaj się, zamarzniesz, już dosyć dzisiaj narobiłaś- pomimo mojego protestu nałożył na mnie okrycie, jednak natychmiast zareagowałam.
-Co niby narobiłam?
-Dlaczego prowokujesz swoim wyglądem?- syknął bez owijania chwytając mnie za nadgarstek i ciągnął w stronę samochodu.
-C-co?
-Myślisz, że nie zauważyłem jak patrzą na ciebie? Jak patrzy Jake?- przez chwilę mogłabym nawet pomyśleć, że poczuł się zazdrosny. O ciebie nie można być zazdrosnym. Zatrzymałam się przed wejściem do pojazdu, czując mój protest odwrócił twarz w moją stronę. Zdziwienie, które przekazywałam musiało go w jakiś sposób dotknąć.- Nie pozwolę, aby ktoś rzucał w ciebie takimi uwagami. Słyszysz? Jesteś moja Amy.
Prychnęłam na te słowa. Co? Haha... Próbowałam skleić w myślach jakieś konkretne zdanie, ale każda próba kończyła się głębokim wdechem. Nareszcie się na coś zdecydowałam.
- Twoja? Żartujesz sobie? Zayn nie odzywałeś się przez tydzień i masz teraz do mnie pretensje? Gdzie byłeś?Dlaczego mnie zostawiłeś?!- jakim cudem mogłam przejść od ubioru i Jakea do tego.- Przez cały tydzień zastanawiałam się co takiego złego zrobiłam. Przecież miałeś mój numer wystarczyłaby jedna wiadomość, a teraz masz do mnie problem o jedną nic nie wartą uwagę?
W głębi cieszyłam się, że tak na to zareagował, choć bałam się jego reakcji. Bez słowa otworzył drzwi i łagodnie wepchnął mnie na siedzenie pasażera. Wpatrywałam się w widok przesuwający za oknem.
-Byłem w Bradford, nie chciałem cię denerwować, chodziło o... Chrisa- w chwili kiedy rozpoczął mówić zaczęły dręczyć mnie wyrzuty, że tak bardzo na niego naskoczyłam. Nie byliśmy przecież parą, nikim w tym stylu, nie ma obowiązku mi o wszystkim mówić- Amy masz rację mogłem ci powiedzieć, przepraszam.
-Nie musisz, byłam zła na tego idiotę, a wyżyłam się na tobie- zacisnęłam piąstki na kolanach- jesteśmy... niczym, nie masz obowiązku mi się spowiadać.
Milczał co przywoływało coraz większą falę łez pod powiekami. Ciepło, które poczułam po części na dłoni, po części na nodze ukoiło całe zdenerwowanie.
-Niczym? dla ciebie jesteśmy niczym?- przez sekundę słyszałam ból w jego glosie.
-Tak się czuję Zayn...
Ponowna pauza, nareszcie zaparkował przed jasnym domem, który dobrze już znałam. Wysiadł w mgnieniu oka znajdując się tuż obok mnie otwierając drzwi. Pozwolił mi iść pierwszej od razu przepuszczając przez próg jak tylko przekręcił zamek.
Zrzuciłam buty i odwiesiłam jego kurtkę na haczyk. Nawet nie spostrzegłam, kiedy odwrócił mnie w swoją stronę pozwalając przylec plecom delikatnie do ściany.
-Uzgodnijmy sobie jedno. Już ci to kiedyś mówiłem i będę to powtarzał tyle razy ile będziesz chciała- jego szept wywoływał ciarki wewnątrz mojego ciała biegnące wzdłuż kręgosłupa- Amy, jesteś dla mnie wszystkim.
Zniżył szept do minimum ocierając czubek nosa o płatek ucha. Przez moment zastanawiałam się nad tym co usłyszałam. Wierzysz mu albo nie.  Wybór był prosty.
Gwałtownie powędrowałam rekami do jego karku zbliżając go do siebie. Wpiłam się usilnie w jego pełne wargi chcąc poczuć jego smak.
Smak mojej własnej nikotyny.

12 komentarzy:

  1. Super rozdział, Amy ma więcej adoratorów niż myślała, a Zayn jest zazdrosny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś taka jak Amy...wg w siebie nie wierzysz a jesteś zajebista w tym co robisz :* serio, kocham to FF <3

    OdpowiedzUsuń
  3. ♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny rozdział ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń